niedziela, 23 grudnia 2012

Rozdział 09.

  James Blunt - You're Beautiful

  Dochodziła godzina 14, a ja, odkąd wstałam, chodziłam z kąta w kąt nie mogąc znaleźć sobie miejsca.
Na miejscu byli już wszyscy, włącznie z Robertem.
  - Majka, zbieraj się! - oznajmił Wojtek - Idziemy na spacer. - nie czekając na moją odpowiedź zaczął się ubierać. Po chwili robiłam to samo. Chyba lepszy spacer po Ustroniu z Wojtkiem niż bezczynne chodzenie, siedzenie lub leżenie. Tymi trzema zajęciami niesamowicie denerwowałam Darka Dudkę.
  - Kochasz go? - zapytał ni stąd ni zowąd Szczęsny.
  - Jak cholera. - mruknęłam pod nosem patrząc się przed siebie.
  - To dlaczego z nim nie porozmawiasz?
  - Bo moja duma na to nie pozwala.
  - Ale ta duma pozwoliła ci na to, abyś tak skrzyczała Lewego, że... Powiem tak, lepiej schowaj tą pieprzoną dumę i pogadaj z nim, dopóki on jest w stanie ci to wybaczyć. Jeśli teraz tego nie zrobisz, później może być za późno.
  - Tylko co ja mam mu powiedzieć? - zapytałam łapiąc Wojtka za rękę po przyjacielsku - Wracamy? Zimno mi. - od razu zawróciliśmy w stronę domu.
  - Nie wiem. Może przeprosić?
  - Nie jest na to za późno? - w odpowiedzi usłyszałam "na przeprosiny nigdy nie jest za późno".

  Będąc już blisko celu zauważyliśmy Darka i Roberta.
  - Gdzie się wybieracie? - zapytał Wojtek, a mój wzrok utkwił na Robercie.
  - Idziemy szukać jakiegoś sklepu. Wasyl, Ewa i Agata siedzą i powoli wszystko wyjadają. - oznajmił Dudka. Dopiero teraz zauważyłam gdzie patrzy Lewy. Jego wzrok był skierowany wprost na nasze dłonie, które nadal tkwiły w uścisku. Natychmiast uwolniłam swoją rękę.
  - Niestety wam nie pomożemy. - zaśmiał się Wojtek - Idźcie szukać, a my lecimy szybko do domu, bo Mała zmarzła.
  - Nie jestem mała. - burknęłam, gdy już ich wyminęliśmy.
  - Masz rację, ze swoim 1,67 jesteś jak żyrafa.
  - Przy tobie mało kto jest żyrafą. - uśmiechnęłam się lekko i przyśpieszyłam kroku, aby być szybciej w ciepłym domu.
  Po wejściu i zdjęciu butów i płaszczyka od razu skierowałam się do kuchni, w celu zaparzenia herbaty dla siebie i Wojtka.
Darek miał rację. Marcin, Ewa i Agata siedzieli w najlepsze i ciągle coś mielili. Byli tak zajęci jedzeniem, że w ogóle nie zwrócili na mnie uwagi! Po wstawieniu wody udałam się do salonu, gdzie oglądali telewizję Wojtek z Asią, żoną Marcina.
  - Gdzie jest Łukasz i Kuba? - zapytałam siadając między nimi na kanapie. Oboje wzruszyli ramionami nie patrząc na mnie. Wgapiali się w ekran telewizora. Westchnęłam i sama tam zerknęłam. Leciał Kevin sam w domu - O Boże! Jak wy możecie to oglądać? Przecież tym już wymiotować można! - zaczęłam, ale oni obje mnie uciszyli. Pokręciłam tylko głową i wróciłam do kuchni. Wraz z herbatą ponownie usiadłam między nimi i zaczęłam po raz -etny oglądać zmagania Kevina z jakimiś włamywaczami. Asia jednak zmyła się, tłumacząc tym, że musi zadzwonić do rodziców, którzy sprawują opiekę nad jej i Marcina synkiem.
  Po półgodzinie dołączyła do nas dwójka zmarzniętych, których spotkaliśmy, gdy wracaliśmy do domu.
  - Pójdę zaparzyć wam herbatę. - oznajmił Wojtek - Chodź Darek, pomożesz mi. - Szczęsny posłał mu takie spojrzenie, że Darek chyba bał mu się odmówić i bez żadnego sprzeciwu ruszył za moim przyjacielem.
  Siedzieliśmy z Lewandowskim w ciszy. Żadne z nas nie chciało się odezwać. Minęła minuta, dwie, pięć, aż wreszcie nie wytrzymałam i powiedziałam cicho, ale tak ażeby usłyszał:
  - Przepraszam. Nie powinnam wtedy tak na ciebie wrzeszczeć.
  - To prawda, nie powinnaś. Nie wiedziałaś, co chcę powiedzieć. - mruknął w ogóle nie patrząc na mnie.
  - Zawsze mam do powiedzenia dużo wtedy, kiedy nie powinnam. - chciałam rozluźnić atmosferę między nami i chyba się udało, bo Robert lekko się uśmiechnął.
  - Tu też się z tobą zgodzę. - uśmiech nagle zszedł z jego twarzy - Mam nadzieję, że wam się układa. - powiedział smutnym głosem i zostawił mnie samą. Po prostu sobie poszedł.
Nie wiedziałam co myśleć. Co to miało oznaczać? Z kim ma mi się układać?

***

  Kto nie przyspał czytając to wyżej,niech żuci kamieniem! :D tylko mnie nie zabijcie


 NASTĘPNY: (jak dam radę) 01.01.2013r.

niedziela, 9 grudnia 2012

Rozdział 08.

  Adele - Skyfall

  Święta minęły tak szybko, jak przyszły. Już jutro wyjeżdżamy do wynajętego domku w górach.
Postanowiłam zadzwonić do Szczęsnego. Tak naprawdę dopiero teraz mam chwilę, aby usiąść i to zrobić.
  - Tak? - usłyszałam zaspany głos Wojtka.
 - Wstawaj leniu! - zaśmiałam się serdecznie - Wiesz, czego się dowiedziałam? - w odpowiedzi usłyszałam ciche mruknięcie, co (jak się domyśliłam) oznaczało zaprzeczenie. - To ci powiem! Spędzimy razem sylwka!
 - I dlatego mnie budzisz? - spytał oburzony, ale wiedziałam, że się uśmiecha.
 - Więcej entuzjazmu, mniej udawania. - powiedziałam podnosząc charakterystycznie brwi.
 - Jakiego udawania? - teraz to już śmiał się w głos.
 - Gdybym była obok ciebie, to bym zaczęła cię dusić.
 - Tymi grabiami, jakie masz, to nawet byś mi szyi nie objęła. - prychnęłam, udając oburzenie.
 - Moje grabie, więc je zostaw! Ja przynajmniej nie mam dłoni jak z Warszawy do Nowego Jorku.
 - Za te dłonie płacą mi milionami. - po tych słowach parsknęłam śmiechem i wydukałam jedynie słowo "materialista" - Ale jaki przystojny.
  - Kłóciłabym się. - uśmiech mimowolnie wtargnął na moje usta.
  - Zobaczymy, czy jutro będziesz taka mądra.
  - Co proponujesz? - zapytałam.
  - Kilka zasp i, hmm... Wymyślę na miejscu.
  - Nie wiedziałam, że lubisz zwiedzać zaspy, ale ok. Kocham spełniać twoje marzenia. - zaśmiałam się.
  Rozmawialiśmy z Wojtkiem jeszcze z 15 minut. Stwierdziliśmy, że podczas spotkania sylwestrowego postaramy się nadrobić kilka miesięcy niewidzenia się i wtedy pogadamy o wszystkim.

  Byłam w trakcie pakowania, gdy ktoś zapukał do mych drzwi. Nie czekając na żadne "proszę" do pokoju wszedł nie kto inny, jak Łukasz!
  - Co chcesz? - zapytałam na powitanie przerywając pakowanie.
  - Musimy pogadać... O tym całym wyjeździe. - zaczął i usiadł na moim łóżku - Bo ty o niczym nie wiesz.
  - A o czym mam wiedzieć? - zapytałam spokojnie i wróciłam do pakowania.
  - Kto jedzie...
 - Przecież wiem. Jedziemy my, Agata z Kubą, Wojtek i Wasyl z Asią, tak? - Łukasz odpowiedział "nie tylko" - No to kto? A, no tak! Zapomniałam o Darku, ale Ewa wspominała, że nie jest jeszcze pewna czy on będzie. To jak, będzie?
  - Będzie. Robert też...
  - W takim razie ja nie jadę! - oznajmiłam stanowczym głosem i zaczęłam wykładać ubrania.
  - Nie wygłupiaj się! - złapał mnie za nadgarstki tym samym uniemożliwiając mi dalsze wykonywanie czynności.
  - Mam spędzić sylwestra z kimś, kto nazwał mnie dziwką? - syknęłam wyrywając mu ręce.
  - Lewy cię tak nie nazwał! I ty doskonale o tym wiesz. - odpowiedział mi takim samym tonem - Kończ pakować tą walizkę i ruszaj dupę, bo wyjeżdżamy jednak już dziś! - warknął i zabrał walizkę, którą już spakowałam. Ja, z wielkimi wątpliwościami, zabrałam się za dokończenie pakowania tej drugiej, mniejszej.

  Do Ustronia mieliśmy maksymalnie 45 minut spokojnej jazdy, a że Łukasz nie lubi spokojnej jazdy, na miejscu byliśmy po około półgodzinnym siedzeniu w samochodzie.
Dziś mieli dołączyć do nas tylko państwo Błaszczykowscy. Jak się później okazało, oni już byli na miejscu przed nami.
  - Padam. - mruknęłam siadając na kanapie w salonie, po którym się rozejrzałam. Dwupiętrowy domek ogółem był piękny. Wszystko było w stylu góralskim, który osobiście uwielbiam. Z pomieszczenia, w którym aktualnie się znajdowałam, jest wyjście na taras z którego można dostać się na mały ogródek. Za oknem powoli się ściemniało, ale nadal był widoczny migocący w blasku śnieg. Wszystko było piękne, cacy, jednak myśl, że jutro zobaczę Lewandowskiego troszkę mnie przerażała. Bądź co bądź, nie rozstaliśmy się w dobrych stosunkach.
  - Nad czym tak rozmyślasz? - zapytał nagle Kuba.
  - Nad wszystkim i nad niczym. - powiedziałam powoli - Boję się, Kubsiol.
  - Czego? - zapytał spoglądając na mnie.
  - Życia. To, co przede mną. Tak bardzo boję się, że będę cierpieć... A co gorsze, że kogoś skrzywdzę.
  - Nie obraź się, ale ty już skrzywdziłaś Roberta.
  - A co jeśli skrzywdzę kogoś jeszcze bardziej? - mruknęłam drżącym głosem.
  - Bardziej się już chyba nie da. - prychnął Łukasz siadając po mojej drugiej stronie - Nikt ci tego nie mówił, ale...
  - Łukasz! Ja nie wiem, czy to dobry pomysł. - przerwał mu Błaszczykowski.
  - To bardzo dobry pomysł! - syknął - Niech wie, co ona odpierdala takim postępowaniem!
  - O co wam chodzi? - zapytałam zdezorientowana.
  - Lewy miał lekkie załamanie po twoim wyjeździe. Zresztą ja nie wiem, czy te załamanie nadal mu nie towarzyszy. - mimowolnie buzia mi się rozdziawiła, a oczy powiększyły do maksymalnych rozmiarów - Pewnie się zastanawiasz o czym ja dokładnie mówię... Otóż, siostrzyczko, gdy ty wyjechałaś do Polski to Robert nie wychodził z nami nigdzie... Odciął się od świata. Co prawda chodził na treningi i na meczach dawał z siebie wszystko, ale to by było na tyle. Tylko wtedy był ten prawdziwy Lewandowski. - zakończył a ja nie dowierzałam jego słowom.

***

  Przepraszam. Za wszystko w czym zawiodłam.
  Powoli przymierzam się do dodawana jednopartówek... :)

      NASTĘPNY: 23.12. (wątpię, aby pojawił się szybciej)