wtorek, 29 stycznia 2013

Rozdział 11.

  Colbie Caillat - Begin Again

  Ogarnęło mnie poczucie bezpieczeństwa. Od prawie tygodnia jestem pogodzona z Robertem, jednak tym razem nie mamy zamiaru się śpieszyć.
Będę jeszcze w Polsce przez najbliższe dwa dni, zaś Lewy, Błaszczykowscy i mój brat z Ewą są już w Dortmundzie. Mam tam też na oku pewne lokum. Mieszkanie z przytulną i skromną sypialnią, kuchnią, salonem i łazienką na początek mi w zupełności wystarczy.
  Nadszedł wreszcie czas, aby odciąć się od przeszłości grubą krechą. Teraz niech liczy się tylko teraźniejszość, z małym względem na przyszłość. Na moim koncie widnieje pokaźna sumka, więc zanim rozpocznę ponownie studia poradzę sobie finansowo. Później będę szukać jakiegoś stażu, jako psycholog.
  Ledwo weszłam do domu, a rozdzwonił się mój telefon. Nie patrząc na to, kto dzwoni odebrałam:
  - To nie było miłe, gdy nie odbierałaś. - taki początek troszkę mnie zaszokował, gdy po chwili rozpoznałam głos.
  - Laurent...
  - Brawo! Jestem z ciebie dumny. Nawet się nie pożegnałaś. Mogę wiedzieć dlaczego?
  - Musiałam natychmiastowo wyjechać.
  - Gdzie?
  - A to chyba już nie twoja sprawa? - wypaliłam z małym jadem w głosie.
  - Nie odbierałaś przez kilka miesięcy. Wojtek kryje cię bardzo dobrze, ale i tak cię znajdę.
  - Czego ty ode mnie chcesz?
  - Od ciebie nic. Ja chcę po prostu ciebie. Kocham cię. To głupie, co? Zakochałem się w kobiecie, z którą miał łączyć mnie jedynie seks. - roześmiał się w głos.
  - Laurent, ty jesteś pijany! Gdy wytrzeźwiejesz, to pogadamy. Cześć. - rozłączyłam się czym prędzej. Serce biło mi trochę szybciej. Zamknęłam oczy i wzięłam kilka głębszych wdechów.
  - Coś się stało córciu?
  - Wszystko dobrze, tatuś. Pójdę do siebie, zacznę się pakować. - wysiliłam się na uśmiech i czym prędzej wyminęłam tatę.
  - W co ja się wpakowałam? - mruknęłam pod nosem, gdy zamknęłam za sobą drzwi sypialni.
Jak na zawołanie dostałam sms'a. Nadawcą był Wojtek: Dzwonił do mnie Koscielny. Chwalił się, że odebrałaś od niego telefon. Wszystko ok? Jak się czujesz? Westchnęłam i przeczytałam raz jeszcze wiadomość, po czym zabrałam się za odpisanie: Jest w porządku. Za dwa dni lecę do Dortmundu. Tam ułożę sobie życie. Mam nadzieję, że z Robertem.
W odpowiedzi dostałam krótkiego sms-a: Włącz skype'a, to pogadamy.
Prośbę Szczęsnego spełniłam niemal natychmiastowo. Po niecałych pięciu minutach odebrałam "internetowy telefon" od bramkarza Kanonierów.
  - Powiedział, że mnie kocha. Co ja mam zrobić?
  - Sam nie wiem. Nigdy nie byłem w sytuacji, która jakkolwiek mogłaby przypominać twoją... - mrukną zrezygnowanym głosem i przejechał dłonią po twarzy.
  - Stało się coś? - w odpowiedzi zaprzeczył głową - Przecież widzę. Coś jest nie tak! Sandra? - po jego minie stwierdziłam, że trafiłam w same sedno - Mów.  I  nawet nie próbuj zaprzeczać.
  - Jest mi trochę ciężko. Brakuje mi jej. Niby rozmawiamy, dzwonimy do siebie, ale to nie to samo.
  - A ma być tak samo, gdy byliście razem? Wojtek, rozstaliście się. Po czymś takim nigdy nie będzie tak samo.
  - Ty z Lewym też się rozstaliście, i co? Po tym incydencie próbujecie już drugi raz!
  - Kto powiedział, że nam się uda? Kocham go, ale to nic nie zmienia. Aby być w związku i żeby ten związek był udany potrzebne jest zaufanie. A ja jeszcze sama do końca nie wiem, czy mu ufam... Czy on mi ufa. Sam wiesz, jak to między mną a Robertem było.
  - Było, minęło. Kochacie się, a to jest moim zdaniem priorytet udanego związku.
  - Teoretycznie masz rację, w praktyce nie zawsze się to jednak sprawdza. - zapadła między nami chwila ciszy, którą przerwał telefon Wojtka.
  - Przepraszam, ale to mama. Jak dam radę, to odezwę się wieczorem? Lub jutro? Jak ci pasuje.
  - Lepiej jutro. Pozdrów mamę. - posłałam mu buziaka i nacisnęłam czerwoną słuchawkę widoczną na ekranie komputera.
  Podsumowując moją rozmowę ze Szczęsnym, to ani on mi, ani ja jemu nie pomogłam. Ale i tak go kocham. Nawet bardzo.

***
Flaki z olejem.

Męczę się.
  Dwa tygodnie do ferii, więc w szkole praca na pełnych obrotach. Na   szczęście wszystko mam już pozaliczanie, więc mogę trochę odsapnąć.

długie historie nie są dla mnie.

sobota, 12 stycznia 2013

Rozdział 10.

  Jason Mraz - I won't give up

  Dziś sylwester. Rok 2010 odejdzie, by ustąpić miejsce nowemu, ale czy lepszemu rokowi? Jak zawsze w takim dniu ogarniał mnie lekki strach przed tym, co miało mieć miejsce w nadchodzącym czasie.
Siedziałam w wannie i nadal zastanawiałam się nad słowami Roberta. Za cholerę nie mogłam zrozumieć, dlaczego to powiedział. Postanowiłam jednak na razie się tym nie przejmować. Porozmawiam z nim jeszcze o tym, ale teraz muszę się zrelaksować.
  Po jakiś pięćdziesięciu minutach stałam przed lustrem owinięta w ręcznik. Mój wygląd zewnętrzny tego nie okazywał, ale w środku jestem nadal nastolatką, która nie ma pojęcia o życiu. Gdyby tak nie było, może byłabym teraz z Robertem w związku? Może nie poznałabym Laurenta? Gdyby nie moje lekkomyślne postępowanie, podczas mieszkania w Poznaniu nie musiałabym "uciekać" do Londynu? Tak wiele pytań, a tak mało odpowiedzi i czasu, aby uzyskać jakieś sensowne wytłumaczenie.
Westchnęłam i przetarłam ręką lustro, które ponownie zaparowało.
Z łazienki wyszłam dokładnie o godzinie 16. Pod drzwiami stał nieźle wkurzony Darek.
  - Dłużej się nie dało? - syknął strzelając piorunami w moją stronę. Uśmiechnęłam się kpiąco. Jak ja kocham go denerwować!
  - Dało. Jeśli chcesz, mogę wrócić. - zaczęłam robić małe kroczki w tył, gdy Dudka przytrzymał mnie za łokieć, zsuwając lekko z ramienia skąpy szlafrok, który miałam na sobie. Dopiero wtedy zmierzył mnie wzrokiem po całym ciele. Chyba ciśnienie mu podskoczyło, bo zrobił się lekko czerwony. Zaśmiałam się w duchu. Jak łatwo faceta owinąć sobie wokół palca. Wyrwałam lekko swoją rękę z uścisku Darka i skierowałam się wprost do pokoju, w którym aktualnie sypiam.

  - Jasna cholera! - warknęłam trochę głośniej zdenerwowana. Stoję od kilku minut przed lustrem w pokoju i za nic w świecie nie mogę zapiąć sukienki. Drzwi zaraz się otworzyły, a ja będąc pewna, że to któraś z dziewczyn nawet się nie odwróciłam.
  - Poczekaj, pomogę ci. - zanim to usłyszałam, pojawiło się parsknięcie śmiechem. Robert ustał za mną i sprawnie przesunął zamek wzdłuż moich pleców. Położył obie ręce na moich ramionach. Momentalnie zrobiło mi się gorąco - Pięknie wyglądasz. - wyszeptał - Szkoda, że to musi tak wyglądać... I nie mam tu na myśli twojego wyglądu, tylko... - nie zdążył dokończyć, bo do pokoju wleciał Piszczu.
  - O, przepraszam... - mruknął zmieszany i zdziwiony - Maja, Ewa prosi, abyś do niej przyszła, gdy będziesz mogła. - powiedział i wyszedł szybciej, niż wszedł... Choć nie wiem, czy to możliwe.
Westchnęłam i odsunęłam się od Lewandowskiego.
  - To ja pójdę... - mruknęłam jakby do siebie zakładając na nogi beżowe czółenka na platformie. Zostawiłam Roberta samego w pokoju i udałam się do bratowej - Coś się stało? - zapytałam wchodząc do sypialni Piszczków.
  - Siadaj. - poklepała obok siebie miejsce na łóżku - Chodzi o ciebie, Roberta i Wojtka... - zaczęła.
  - A co my razem mamy wspólnego? - zapytałam tym samym jej przerywając. Skarciła mnie tylko wzrokiem.
  - Robert przyszedł dziś do mnie i zapytał się, czy jesteś szczęśliwa będąc z Wojtkiem w związku. Wyobraź sobie moje zdziwienie! - spojrzała na mnie - Nigdy nic nie mówiłaś, że łączyło bądź łączy cię coś ze Szczęsnym.
  - Bo nie łączy! - oznajmiłam, gdy wszystko poukładałam sobie w głowie - Prócz przyjaźni. - to o to chodziło Robertowi. Przez to, że zobaczył nas trzymających się za rękę, myślał, że ja i Wojtek...
  - Wytłumacz mu to, bo jak sobie wbije do łba, że nie ma u ciebie już ani krzty szans, to...
  - Będzie za późno. - dokończyłam za nią - Ale nie teraz. Później. Pogadam z nim jeszcze dzisiaj. Chcę wyjaśnić to z nim, zanim ten rok się skończy. - zrobiłam chwilę przerwy - Idziemy, bo jeszcze zostaniemy same. - mruknęłam i czym prędzej wyszłam.
  Tego sylwestra mieliśmy spędzić w pobliskim klubie, gdzie wynajęliśmy dziesięcioosobową lożę.

  Zabawa była przednia. Alkoholu było pod dostatkiem... A przynajmniej w przypadku moim, Wojtka i Darka. Ewa i Agata ze względu na swój stan piją sok, a Asia sączy powoli drugiego drinka tej nocy. Wasyl, Robert, Łukasz i Kuba piją, ale w znacznie mniejszych ilościach.
Tańczyłam właśnie z Wojtkiem, gdy zauważyliśmy Roberta wychodzącego na taras.
  - Idź do niego. Pogadajcie. - popchnął mnie lekko w odpowiednim kierunku. Odwróciłam się jeszcze w stronę Ewy, która spojrzeniem mówiła to samo, co mój przyjaciel. Bez większego zastanawiania się (i chwiania) poszłam do celu.
  - Dlaczego uważasz, że jestem z Wojtkiem? - zapytałam Roberta, który stał na klubowym tarasie opierając się o barierkę - Do cholery, Robert!
  - A nie jest tak? - zapytał patrząc na mnie uważnie. Odpowiedziałam mu zaprzeczeniem głowy. On od razu się wyprostował.
  - Wojtek to mój przyjaciel, zresztą tak jak i twój. Wyciągasz pochopne wnioski. - wciągnęłam powietrze - Masz wielkie pole do popisu. - mruknęłam przygryzając wargę. Przejechał dłonią po moim policzku, nachylił się nade mną i pocałował.

***

  Przede wszystkim: PRZEPRASZAM.
Nie mam dla siebie jakiegokolwiek usprawiedliwienia :/ prócz tego, że leżę teraz w łóżku, z katarem... i ledwo mówię (zapalenie gardła). Nic mi się nie chce, a gdy pomyślę o poniedziałku robi mi się niedobrze.
Następny rozdział powinien się pojawić do 27.01. :)
Jak ktoś ma ochotę: jednoparty.
PS. Śniegu u mnie od groma. Szkoda tylko, że nie mam jak wyjść na dwór. :/
PS 2. I tak jeszcze raz sobie napiszę (a co :D), że powiadomienia o nowym rozdziale pojawiają się na moim twitterze oraz wysyłam informację na GG (mój numer: 25880484). Jeśli ktoś chce być powiadamiany niech do mnie napisze, zostawi swój numer GG, bądź czasami podpatrzy mnie na twitterze. ;)

Trzymajcie się ciepło! :* Pozdrawiam.