Do pierwszego lutego pozostało 16 dni.
Stałam przed lustrem w pokoju i... No właśnie, i nic. Ciągle mam pewnego rodzaju mętlik w głowie.
Kocham Roberta, tego jestem pewna w stu procentach, ale nadal nie wiem co zrobić z fantem o nazwie "Laurent K.". Powiedzieć Lewandowskiemu o pamiętnym telefonie czy może zostawić to w tajemnicy? Obydwie opcje mają swoje wady i zalety, jednak muszę wybrać mniejsze zło.
Z zamysłu wyrwało mnie pukanie do drzwi i nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć do pokoju wpadł uśmiechnięty Robert. W jednym momencie wszystkie zmartwienia wyleciały mi z głowy. Na twarzy pojawił się jak najbardziej szczery uśmiech. Odwróciłam się w jego stronę i czym prędzej pokonałam małą przestrzeń dzielącą nas, by złożyć na jego policzku krótki pocałunek.
- Mmm.. Jak miło mnie pani wita. - wymruczał mi do ucha obejmując w pasie - Jednak wolał bym w usta.
- Pamiętam o naszej umowie, proszę pana. - wyswobodziłam się z uścisku - Z niczym się nie spieszymy.
- Ach, ja też o tym pamiętam, tylko jestem strasznie niecierpliwy. - westchnął teatralnie i rozłożył się na moim łóżku, robiąc miejsce obok siebie. Szybko znalazłam się obok niego, kładąc głowę na jego torsie. Lewy od razu zaczął bawić się kosmykiem moich włosów. Mimowolnie na moje usta wdarł się uśmiech, a do moich nozdrzy dotarł przyjemny zapach perfum Roberta.
- Mógłbym tak całą wieczność... Aby tylko z tobą. - oznajmił.
- Hej, hej, przyjacielu! - podniosłam się patrząc uważnie na jego twarz - Skąd te deklaracje? Przed chwilą mówiłeś, że pamiętasz o umowie. Wszystko...
- ... w swoim czasie. Jak mam o tym zapomnieć, jak mi za każdym razem o tym przypominasz? - spojrzał na mnie lekko mrużąc oczy - A deklaracja prosto z serca. - zwinnie położył mnie ponownie na swoim torsie, znowu zaczynając bawić się moimi włosami - Doskonale wiesz, że cię kocham. - pochylił się lekko nade mną i pocałował mnie w skroń.
- Nic nie ułatwiasz. - westchnęłam zamykając oczy.
- W życiu nic nie jest łatwe, Maju. Musimy się z tym pogodzić. - po tych słowach nastała między nami cisza. Usiadłam na nim okrakiem i odezwałam się:
- Powiem ci coś, tylko się nie denerwuj, dobrze?
- Nie lubię, gdy tak zaczynasz... - spojrzał na mnie niepewnym wzrokiem.
- Zadzwonił do mnie Laurent, jak jeszcze byłam u rodziców. - poczułam jak jego mięśnie się napięły - Spokojnie... Była ta sama gadka: dlaczego go zostawiłam, bla, bla, bla... Po prostu chciałam ci to powiedzieć. Nie chcę ukrywać takich rzeczy przed tobą, rozumiesz? Nie musisz się denerwować.
- Nie denerwuje się. - odparł po chwili.
- A twoje mięśnie same się napinają.. - rzuciłam sarkazmem - Oj Robciu, Robciu... Kochany jesteś. I strasznie seksowy, gdy się denerwujesz i jesteś zazdrosny zarazem. - zachichotałam w jego ramię.
- Nie jestem zazdrosny. - mruknął obrażonym tonem. Spojrzałam w jego oczy - No może troszkę... - zaśmiał się a ja zaraz za nim mu wtórowałam.
Leżymy tak już prawię godzinę. Jakieś dziesięć minut temu Robert najnormalniej w świecie zasnął. Nie mam mu tego za złe, bo wiem, że jest zmęczony. Wstał wcześnie rano, a przyszedł tu od razu po treningu. Nie miał chwili, aby odpocząć.
Niemalże idealną ciszę przerwało pukanie do drzwi. Mruknęłam ciche "proszę" delikatnie siadając na łóżku. Do sypialni wszedł Łukasz:
- Idziemy do Kuby i Agaty. Zostajecie czy dotrzymacie nam towarzystwa? - zapytał dość doniosłym głosem, jednak gdy zobaczył śpiącego Roberta gestem ręki przeprosił - Nie musisz odpowiadać. Wrócimy około 19. - dodał znacznie ciszej i opuścił pokój. Spojrzałam z niepokojem na Roberta, jednak ten dalej spokojnie spał.
Wróciłam do poprzedniej pozycji. Poleżałam spokojnie ponad 15 minut, by z grymasem niezadowolenia opuścić sypialnię. Mój żołądek dał znać, że domaga się czegoś do zjedzenia.
Westchnęłam cicho otwierając lodówkę. Wyjęłam wszystkie potrzebne produkty do zrobienia kanapek, wstawiając zaraz wodę na herbatę.
Stojąc przy stole nagle poczułam ręce wokół moich bioder.
- Obudziłam cię? Przepraszam, nie chciałam. - wychrypałam cicho.
- Nie obudziłaś, sam się obudziłem. - przycisnął mnie bardziej do siebie.
- Robert, nie pomagasz. - na moich ustach pojawił się uśmiech - Siadaj, na pewno jesteś głodny. - uwolniłam się z uścisku i zalałam dwa kubki zagotowaną wodą, które zaraz postawiłam na stole. Wyjęłam odpowiednią ilość talerzy, jeden dając Lewandowskiemu.
Usiadłam na przeciw niego i badałam oczami każdy ruch, który wykonywał.
- Kocham cię. Nie spodziewałam się, że można tak kogoś kochać po tylu latach. - słowa same pocisnęły się na moje usta. Kęs kanapki ustał w gardle Lewego, przez co zaczął się dusić. Szybko podeszłam do niego, by klepnąć go w plecy. - Aż takie straszne słowa powiedziałam, że zacząłeś się dusić? - zapytałam z lekkim uśmiechem. Prawie niewidocznym.
- Zdziwiły mnie trochę twoje słowa. Przeważnie to ja ci wyznawałem miłość, byś ty mogła mnie zbywać jakimiś słowami. Przynajmniej tak było w ostatnim czasie. - spojrzał na mnie.
- Może to czas, aby stanąć przed faktem dokonanym? Nie uciekać przed tym, co czuję? - wzruszyłam ramionami, a Robert zwinnie posadził mnie na swoich kolanach.
- To co, mogę cię wreszcie pocałować, jak kobietę, którą kocham? - zapytał z radosnymi iskierkami w oczach.
- Nie, - powiedziałam poważnie - bo ja pocałuję cię pierwsza. - dodałam szybko z uśmiechem i wpiłam się w jego usta z wielką namiętnością i przede wszystkim z miłością.
***
Jestem. Przyznam, że trochę się cieszę :)
Małe info: mam napisane dwie historie + dwie zaczęte na siatkarską opowieść. Byłby ktoś chętny?
kurde, kto by przypuszczał, że blog na którego wpadłam przepadkiem tak mnie zainteresuje. Mogę się popłakać? Ja tez chce tak świetnie pisać!! Naprawdę masz wielki talent. Będę to wpadać częściej <33
OdpowiedzUsuńZ tym talentem bym się kłóciła, nie mniej jednak bardzo mi miło :)
UsuńBoże, jacy oni są uroczy! W końcu zostali oficjalnie parą zakochanych *___* Sytuacja jak Lewy dusi się kanapką - boska!
OdpowiedzUsuńHm... rozdział naprawdę świetny.
Chciałam przeprosić, że tak rzadko tutaj wpadam - postaram się poprawić.
Pozdrawiam i czekam na nn. ;)
Uhuhuhuhu, love is in the air. <3 Strasznie mi się podoba to, że w końcu powiedziała mu, że go kocha. Niechże Laurent w nic się nie miesza.
OdpowiedzUsuńJa jestem zawsze chętna do czytania tego, co napiszesz. c: ;*
+ siatkarskie? zawsze. :D
Usuńtylko proszę: nie o Kurku. :>
zdzierżę każdego, ale... na niego jestem uczulona. (;
Kibicuję Robertowi i Maji. Cholernie kibicuję, bo przechodzą długą drogę, a długa droga kiełkuje większym uczuciem, o czym sama się przekonałam. Szkoda mi Laurenta, każdy ma prawo się zakochać, i mam nadzieję, że zakocha się jeszcze raz. Szczęśliwie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie, jeśli masz ochotę ;d
Nooo i tak ma być :) Uwielbiam Cię za to powyżej! Oni muszą być ze sobą szczęśliwi i mam nadzieję, że żaden dupek im w tym nie przeszkodzi.
OdpowiedzUsuń