piątek, 30 listopada 2012

Rozdział 07.


  W Polsce byłam już dość długi czas. Dziś jest Wigilia... Spędzamy te święta w najbliższym gronie rodzinnym.
  Nim się obejrzałam, pod dom podjechał samochód Łukasza i Ewy. A właśnie, co do młodych Piszczków to Ewa jest w ciąży! Początek czwartego miesiąca. Cała rodzina jest wniebowzięta. Łukasz skacze koło Ewy, jak tylko może. Chciał załatwić nawet jej jakąś opiekę, ale tego było dla niej za wiele. Tak się na niego wydarła, że biedak nie wiedział co się dzieje. Przynajmniej tak twierdzi Agata, która też może pochwalić się dość sporym brzuszkiem. Jak się zaczęli rozmnażać, to wszyscy na raz!
  Jeśli chodzi o moje życie, to jest, jak jest. Chciałam rzucić studia, ale po rozmowie z tatą postawiłam wziąć  dziekankę. Na ten czas nie mam planów na życie. Nie mam pracy... Jednym słowem: tragedia! Chociaż dostałam jedną propozycję. Klopp przekonał zarząd Borussii i mam szansę zostać asystentką Jurgena. Ostateczną decyzję mam podać dwa tygodnie po Nowym Roku, czyli mam jeszcze kupę czasu. A do podejmowania decyzji jakoś mi się nie śpieszy... Do przyjmowania jej tym bardziej.
  Z Robertem nie utrzymuję kontaktu, odkąd wyjechałam z Dortmundu. Ani razu go nie widziałam. Na początku tęskniłam i to cholernie, ale teraz przyzwyczaiłam się do tego uczucia pustki w sercu. Lewy dzwonił, pisał, jednak ja nie reagowałam. Raz przyjechał do mojego rodzinnego domu. Przekonałam mamę, aby nie pisnęła słówka, że jestem... Ale ukochany tatuś nic nie wiedział i się wygadał. Moja reakcja? Zamknęłam się w łazience i udawałam, że nie słyszę walenia w drzwi. Wiem, głupie.
  Laurent nadal mnie szuka. Napisałam Wojtkowi "Niech sobie biedak szuka, ale jak ty piśniesz mu słówko, gdzie ja jestem to pamiętaj: ja ciebie też znajdę! :D". Szczęsny tego na serio chyba nie wziął... A przynajmniej tą ostatnią część. A będąc przy Wojtku, to rozstał się z Sandrą. Są w przyjacielskich stosunkach, ale jak sami stwierdzili: to już nie to samo uczucie, jakim darzyli siebie na początku.
No... To chyba tyle dzieje się u moich przyjaciół.
Westchnęłam i w tym samym czasie do mojego pokoju wleciał jeden z trzech braciszków, a mianowicie Marek.
  - Dawaj, choinkę ubieramy! - oznajmił i zanim zdążyłam jakkolwiek zaprzeczyć on przerzucił sobie mnie przez ramię jak... Jak worek ziemniaków! Po chwili już zanosiliśmy się śmiechem, a ja siedząc "na barana" na Marku nakładałam czubek na choinkę. Oczywiście nie obyło się bez potłuczenia minimum jednej bombki, bo jak "tradycja każe" w naszym domu muszą być tylko szklane! I tak co roku stłuką się z dwie, trzy ozdoby choinkowe. Na głowę, a choinkę zwykle ubieram ja, Marek i Adam.

  O godzinie 20 siedzieliśmy wszyscy przy stole , będąc w trakcie kolacji.
  - Młodzieży, macie jakieś plany na sylwestra? - zapytał nagle tata.
  - Tak, my i Majka jedziemy w góry. - odezwał się Łukasz.
  - Dobrze wiedzieć. - mruknęłam pod nosem tak, że nikt nie usłyszał. Albo po prostu nie zwracali na mnie uwagi.
  - Ja wracam od razu do Warszawy. - oznajmił Adam.
  - A ja z moją żonką - zaczął Marek przytulając Paulinę - stwierdziliśmy, że w tym roku potowarzyszymy naszym kochanym staruszkom. Jeśli się zgodzą, oczywiście. - zaśmiał się patrząc na rodziców.
  - Zgadzamy się, ale nie jesteśmy staruszkami! - zastrzegła mama karcąc palcem swojego najstarszego syna.
  - Ja przepraszam - zaczęłam po chwili ciszy wstając od stołu - Pójdę się położyć.
  - Coś się stało córciu? Źle się czujesz? - zapytała zmartwionym głosem mama.
  - Nie, jestem tylko zmęczona. - uśmiechnęłam się lekko i skierowałam się na górę do swojego pokoju. Po szybkim prysznicu położyłam się do łóżka, ale nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, aż wreszcie ktoś zapukał w moje drzwi. Usiadłam opierając się o poduszkę i powiedziałam cicho "proszę".
Okazało się, że odwiedziły mnie moje dwie bratowe.
  - Wiedziałam, że nie będziesz spała. - wyszeptała Paulina.
  - Po co ty szepcesz? - walnęła Ewa - Nikogo w domu nie ma!
  - To gdzie są? - zapytałam głupio, a Ewa, kładąc się obok mnie, wytłumaczyła, że poszli na pasterkę.
  - Trzymaj. - Paulina podała mi kieliszek z winem, jedynie żona Łukasza miała szklankę z sokiem - Zrobiłam badania... - zaczęła po chwili Paula - Nie mogę mieć dzieci. - mruknęła smutno kładąc głowę na moich kolanach - Marek nic nie mówi, ale widzę, że jest mu przykro. Jak każdy facet chciałby mieć potomka.
  - Myśleliście o adopcji? - zapytała Ewa.
  - To nie to samo...
 - Jeśli chcecie mieć dziecko, to czemu nie? - wtrąciłam - Pogadaj o tym z Markiem. Przecież możecie zaadoptować jakiegoś maluszka, który ma kilka miesięcy.
  - Maja, co z Robertem? - zmieniła temat Ewa.
  - Z Robertem? To wy się nie rozstaliście? - zapytała zdezorientowana Paula.
  - Rozstali, ale kiedy Maja mieszkała z nami w Niemczech jakby ponownie do siebie wrócili i gdyby nie kłótnia, pewnie te święta spędziliby razem.. Albo przynajmniej ich część.
  - Dzwonił do mnie, raz nawet był, ale ja go nie chcę widzieć.
  - Czemu? O co się w ogóle pokłóciliście?
 - Nazwał mnie dziwką. - oznajmiłam, na co obydwie panie Piszczek zareagowały głośnym "co?" - Niedosłownie! To znaczy... Nie zdążył tego powiedzieć. Może od początku? - zapytałam retorycznie - Pewnego dnia, gdy poszłam pierwszy raz od dłuuugiego czasu na stadion, po treningu pojechałam z Robertem. Poszliśmy do parku i wtedy powiedziałam mu całą historię o Laurencie, którą wy już znacie. Powiedział, że musi to przemyśleć, bla, bla, bla... Tego samego dnia przylazł pogadać. Zapytał się, czemu spałam z Koscielnym, powiedział, że zachowałam się... I mu dokończyłam, a on nie zaprzeczył. Koniec, żyli długo i osobno...
  - Teraz tak mówisz, ale wy do cholery się kochacie. - powiedziała Ewa.
  - Sracie, nie kochacie! - wysyczałam zła - Lepiej mów, o co chodzi z tymi górami!
 - No jedziemy w góry. - powiedziała głupio a ja powiedziałam ironicznie "wow!" - My, ty, Błaszczykowscy, twój ukochany Wojtek, Wasyl z Asią, chyba też będzie Darek... - miałam wrażenie, że chciała coś jeszcze dopowiedzieć, ale urwała w ostatniej chwili.
  - O proszę, cóż za piłkarska zgraja! - mruknęłam ironicznie i upiłam mały łyk wina.
  Jeśli chodzi o Szczęsnego, to dorwę dziada! Nic mi nie powiedział!
  Nie spostrzegłyśmy nawet, kiedy zasnęłyśmy wszystkie trzy w bardzo niewygodnych pozycjach.  Nie obudził nas nawet mój wibrujący telefon i nie, nie był to Laurent. Tym razem połączeniami i sms-em z życzeniami świątecznymi zaśmiecił mi telefon Robert Lewandowski!

***

  Salam alejkum!
Rozdział miał być jutro, ale stwierdziłam, że jak dodam dziś to też się nic nie stanie :)
Hmm... Odcinek nudny i o niczym. No cóż, naprawdę Was przepraszam!

Muszę się pochwalić, że wczoraj skończyłam pisać "Rozdział 15." hyhyhyy ;>

NASTĘPNY: 07.12.

piątek, 16 listopada 2012

Rozdział 06.


  - Robert, możemy pójść na spacer? - zapytałam wysiadając z samochodu pod domem gracza Borussi.
  - Jasne. - odpowiedział trochę zdziwiony. Zapewne jest zmęczony po drugim treningu dzisiejszego dnia, ale ja muszę mu to powiedzieć na świeżym powietrzu.
Szliśmy w ciszy trzymając się za rękę w stronę parku. Ktoś z boku mógłby pomyśleć, że jesteśmy szczęśliwą parą... Z jednej strony tak było. Kochamy się, ale nikt z nas nie zapytał się czy jesteśmy ze sobą ponownie, oficjalnie. A także jedna z tej dwójki ma niesamowity mętlik w głowie. I tą osobą jestem ja, Maja Piszczek.
Jedyne czego jestem pewna w tej chwili to to, że kocham Roberta.
  - Robert, ja... Chcę ci powiedzieć, co wydarzyło się w Anglii. - powiedziałam niepewnie, gdy siedzieliśmy na parkowej ławeczce - Tylko proszę cię, nie przerywaj mi... - spojrzałam na niego ze strachem w oczach. Bałam się jego reakcji. Lewandowski jest przeważnie opanowany, ale to tylko człowiek. Emocje zawsze mogą wziąć nad nim górę - Będąc w Anglii poznałam kolegów z drużyny Wojtka... Wśród nich był Laurent. Na początku niczym niewyróżniający się chłopak. Później spotkałam go w knajpie... Połączyło nas jedno, a mianowicie złamane serce. Dziewczyna Koscielnego zdradziła go i odeszła, a ja rozpaczałam po rozstaniu z tobą. - zrobiłam przerwę patrząc na twarz Lewego. Nie wyrażała żadnego uczucia. W jego oczach była pustka... W ogóle na mnie nie patrzał - Tej samej nocy, napici do niepamięci, wylądowaliśmy w łóżku. Na drugi dzień obudziłam się z kacem, pustką w głowie i wielkim poczuciem winy. Czułam, że cię zdradziłam... Ale nie wiedzieć czemu, nie przerwałam tego. Przez jakiś czas żyłam w luźnym związku z Laurentem... Wyjechałam z Anglii, a raczej uciekłam, ponieważ Sandra stwierdziła, iż Koscielny czuje do mnie coś więcej. Przestraszyłam się i po jakiś dwóch tygodniach byłam już tutaj. Miałam ułożyć sobie życie.. Bez żadnych facetów. Jednak już pierwszego dnia wiedziałam, że mi się nie uda. Gdy cię zobaczyłam uczucie do ciebie wróciło ze zdwojoną siłą... A może ono nigdy nie zniknęło? - zapytałam retorycznie, kończąc swoją opowieść. Siedzieliśmy dłuższą chwilę w ciszy, aż wreszcie przerwał ją Robert:
  - Ja... Przepraszam, ja... Muszę to sobie przemyśleć. - zaczął gubić się w tym, co mówi - Muszę iść. - wstał i poszedł. Zostawił mnie... Gdy odszedł, deszcz jak na złość zaczął padać. Dobrze, że Łukasz i Robert nie mieszkają od siebie daleko. Wracając do domu zdążyłam się poryczeć, powyklinać jaki to świat jest nie dobry i Laurenta też zdążyłam nieźle zjechać. Czy mi to pomogło? Ani trochę.

  Zaraz po wejściu do domu zauważyła mnie Ewa. Przestraszona zapytała, co się stało.
  - Powiedziałam wszystko Robertowi... To, co wydarzyło się w Anglii. - ponownie się rozpłakałam. Nie pozwoliłam dać się przytulić. Szybko uciekłam na górę, do mojej "prywatnej" łazienki, aby wziąć prysznic.
  Stałam już dłuższą chwilę przed lustrem owinięta jedynie w ręcznik.
Myślałam, że już będzie wszystko dobrze.. Ba! Ja byłam tego pewna! Jednak okazało się, że jest to tylko "cisza przed burzą". A prawdziwy huragan może dopiero się zerwać.
Wyszłam do pokoju ubrana w dres. Dopiero w lustrze szafy zobaczyłam stojącego przy oknie Roberta. Serce skoczyło mi ze strachu pod same gardło!
  - Czułaś coś do niego? Kochałaś go? - zadał pytania.
  - Nie. - odpowiedziałam z lekkim trudem. Serce mnie zabolało.
  - Jak mogłaś iść do łóżka z kimś, kogo nie kochasz?! - warknął przez zęby - Zachowałaś się...
  - Jak dziwka? - przerwałam mu - To chciałeś powiedzieć! Sam przyznaj! Zachowałam się jak dziwka... - krzyczałam przez łzy. Robert popatrzał na mnie z wyraźnym bólem w oczach - Zachowałam się jak suka, która porównuje jakiegoś gościa do faceta, którego kocha! W niczym cię nie przypominał! Jest całkiem inny z charakteru i z wyglądu. To dlaczego ja się z nim spotykałam?! Bo jestem dziwką! - wrzeszczałam jak opętana - W twoim mniemaniu jestem dziwką! - skończyłam, ale ani trochę się nie uspokoiłam - Wyjdź stąd! - dodałam takim samym tonem, jak chwilę temu, gdy zobaczyłam, że Lewy zbliża się do mnie - Nie dotykaj mnie i wyjdź stąd! - wysyczałam - Przecież taki piłkarz jak ty, nie może zadawać się z dziwką. - powiedziałam, gdy Lewandowski otwierał już drzwi. Spojrzał ostatni raz na mnie, a w jego oczach nadal gościł ból. Widziałam to nawet z takiej odległości. Szczerze? Mało mnie obchodziło w tej chwili, co on czuje.
  W szybkim tempie wyciągnęłam walizkę i pakowałam do niej co popadnie. Stwierdziłam, że to czas, aby odwiedzić rodziców i dwóch braci.

***

  Krótko. Mi się podoba. :) Witam również nowych "czytelników". Bardzo miłe są wszystkie (i wszystkich) wasze słowa.

Pozdrawiam! ; ******


piątek, 9 listopada 2012

Rozdział 05.


  Obudziłam się po godzinie 9. Roberta już nie było. Z tego co napisał mi na karteczce, pojechał na trening.
  Po porannej toalecie zeszłam na dół i od razu udałam się do kuchni by zaspokoić pragnienie. To co tam zastałam w ogóle mnie nie zdziwiło. Ewa i Agata już na mnie czekały. Ich wzrok wszystko mówił, ale żadna z nich się nie odzywała.
  - Może wreszcie się zapytacie o to, co chcecie... - powiedziałam z błąkającym się uśmiechem na ustach.
  - A o co my mamy pytać? - zapytała głupio Agata.
  - Racja... W końcu i tak wszystko wiecie.
  - Wróciliście do sobie?
  - Nie wiem, Ewa... - powiedziałam patrząc tępo przed siebie - Chłopacy mają dziś trening po południu?
  - Mają, a co? Chcesz iść? - zapytała Agata.
  - Yhym.. Chyba pójdę. - wzięłam szklankę z sokiem i poszłam do ogrodu. Usiadłam na leżaku. Nawet nie wiedziałam kiedy zamknęłam oczy i przysnęłam.

  Obudziłam się, gdy poczułam coś mokrego na mojej twarzy.
  - Zabiję cię! - burknęłam otwierając oczy.
 - Chciałabyś! - głos Łukasza wydobywał się z głębi domu. No tak... Mam do czynienia z aktywnym piłkarzem - Lepiej się zbieraj. - powiedział podchodząc z ręcznikiem, abym mogła osuszyć swoją twarz - Masz 40 minut i ani sekundy dużej.
  - Klopp nie będzie miał nic przeciwko? - zapytałam niepewnie.
  - Powiedział, że możesz uczestniczyć w treningu kiedy tylko chcesz.
  - Ale ja nie będę grać. Chcę pójść, popatrzeć...
  - Jak chcesz. - westchnął Piszczu - Byłaś dzisiaj na wykładach?
  - Nie. - mruknęłam mijając go.
  - Chcesz zaliczyć ten semestr?
  - Taa. - burknęłam z salonu. Zaraz tam pojawił się Łukasz.
  - Niezbyt przekonujące.
  - Przecież jeśli odpuszczę sobie jeden dzień to nic się nie stanie. Łuki...
  - W takich momentach czuję się zajebiście stary. Zbyt lekko podchodzisz do życia.
  - Yhym. - mruknęłam zła pod nosem przypominając sobie nienajlepsze momenty w moim życiu. Zerknęłam z mało widocznym mordem w oczach na brata, zawróciłam czym prędzej udając się na górę i zamknęłam się w pokoju.

  Po ok. 10 minutach już się uspokoiłam. Zeszłam na dół gotowa do pojechania na stadion. Po 20 okrążeniach wskazówki minutowej na zegarze już tam byłam. Od razu udałam się na murawę, gdzie rozgrzewało się kilku piłkarzy Borussii. Poszukałam chwilę Kloppa i gdy znalazłam udałam się w jego stronę.
  - Dzień dobry. - przywitałam się w języku niemieckim. Jurgen od razu mnie przytulił.
 - Miło cię widzieć. Trochę już minęło od naszego ostatniego spotkania w Anglii. - powiedział a ja zgodziłam się z jego słowami skinieniem głowy - Będziesz uczestniczyć dziś w treningu?
  - Pooglądam dziś tylko chłopaków w akcji. - zaśmiałam się lekko.
  - Mimo wszystko mam nadzieję, że będę miał tą przyjemność i będziesz uczestniczyć w moim treningu.
  - Zapewniam pana, że nie odpuszczę sobie takiego zaszczytu. - Jurgen to jedna z nielicznych osób, które nie są w mojej rodzinie i znają moją historię. Nawet Robert o tym nie wie... To znaczy wie, że kiedyś grałam w piłkę, ale nie wie dlaczego skończyłam grać. On nigdy nie dociekał, a ja nigdy nie zaczynałam tego tematu.
  Usiadłam na ławce trenerskiej a Jurgen poszedł do chłopaków. Gdy stali w grupce wypatrywałam Roberta. Ten zauważając mnie posłał mi czuły uśmiech, który odwzajemniłam. Tak bardzo go kocham. Mimo czasu, który w pewnym sensie zmarnowałam w Anglii, kocham go tam samo jak w 2008 roku, gdy Lewy grał jeszcze w koszulce Lecha Poznań.
  Gracze Borussi po rozgrzewce podzielili się na dwie drużyny i zaczęli grać. To pierwszy jakikolwiek mecz (czy grę na treningu można nazwać meczem?), który widzę na oczy po moim wypadku. Nawet mieszkając w Poznaniu i przyjaźniąc się z graczami Lecha nie poszłam ani razu na ich mecz czy trening. Nawet nie oglądałam w telewizji. Tak samo było w Anglii. Wojtek znał powód, ale reszta nie potrafiła się z tym pogodzić. Jak sam Wilshere powiedział "Siostra Piszczka, nasza przyjaciółka, a na nasz mecz nie przyjdzie!". Na początku się oburzali, ale Szczęsny zawsze stawał w mojej obronie i wymyślał co rusz to nowe wytłumaczenie.
  Patrzyłam na grających chłopaków i momentalnie wrócił cały psychiczny ból, a łzy pojawiły się w oczach. Obiecałam sobie, że będę silna ale nie jestem. Nie potrafię dotrzymać samej sobie obietnicy.
Gdy Jurgen, który siedział obok mnie, spostrzegł, jak zareagowałam szybko zawołał Piszczka.
  - Siostra, co jest? - zapytał kucając przede mną.
  - Wszystko wróciło, Łukasz. Ja nie potrafię... - wyszeptałam  po polsku.
  - Csii.. Nic ci się nie stanie. - brat klapnął obok mnie i przytulił.
 - Wracaj do chłopaków, bo stworzyliśmy właśnie ciekawy obiekt. - mruknęłam po chwili ocierając łzy. Łukasz posiedział jeszcze chwilkę i pobiegł do chłopaków. Zanim zamknęłam oczy, aby się uspokoić, zobaczyłam, że Robert podbiega do mojego brata i o coś się pyta. Zapewne o sytuację, która chwilę temu miała miejsce.
Po odetchnięciu i ukojeniu nerwów czas zleciał mi szybko. Łukasz, nim poszedł do szatni, powiedział abym poczekała na niego przy wyjściu ze stadionu. Stałam odwrócona i pisałam sms-a do Wojtka, gdy ktoś nagle podszedł do mnie od tyłu. Poczułam dłonie na biodrach i lekkie muśnięcie ust na mojej szyi.
  - Cześć. - wyszeptał Robert.
  - Hej. - uśmiech pojawił się na moich ustach. Odwróciłam się do Lewego i lekko musnęłam jego policzek.
  - Liczyłem na coś więcej. - powiedział zawiedzionym głosem, a swoje usta wykrzywił w tzw. dzióbek.
  - A znasz takie powiedzenie: "Umiesz liczyć, licz na siebie"?. - wystawiłam mu lekko język. Ten nie zdążył nic zrobić ani powiedzieć, ponieważ nadszedł Piszczu z Błaszczykowskim.
  - Zostawić cię na chwilę i już ktoś cię obściskuje. - zaśmiał się Łukasz a Jakub mu zawtórował.
  - Nie ktoś, tylko ja. - Robert wypiął dumnie klatę.
  - Czyli ktoś. - Łukasz specjalnie podpuszczał Lewego - Dobra, gołąbeczki. Sorry, ale porywam swoją siostrę, więc łaskawie ją mi oddaj, bo jak nie to trzeba będzie załatwić to inaczej.
  - Przykro mi Łukaszu, lecz Maja jedzie ze mną. - oznajmił poważnym tonem Robert, a ja spojrzałam na niego zdziwiona.
  - Serio? - zapytałam równo z bratem.
  - Serio, więc do zobaczenia jutro. - Lewandowski ujął moją rękę w swoją.
  - Dobra, pogadamy w domu. - powiedział Piszczu - Dziś wieczorem. - dodał patrząc znacząco na Roberta z błąkającym się uśmiechem na ustach.
  - Postaram się wyrobić. - zaśmiał się Lewy a ja tylko wywróciłam oczami.
Wsiadając do samochodu, poczułam wibracje telefonu. Czym prędzej wyciągnęłam przedmiot i czytałam wiadomość od Wojtka. Moją uwagę przykuł jej fragment: "Tak na marginesie, to Laurent pyta się, gdzie ty teraz jesteś. Jack mówił, że Koscielny mu powiedział iż chce cię znaleźć. I zrobi to, nawet gdybyś była na drugim końcu świata." Mina od razu mi zrzedła. Myśl, że Koscielny mógłby mnie znaleźć w Niemczech i miałby się spotkać z Robertem nie mieściła mi się w głowie! Nie chcę go tu! Uciekłam z Anglii, żeby się go pozbyć. W moim życiu nie ma już miejsca dla kogoś takiego, jak Laurent Koscielny!
Odpisałam tylko "Nie mów mu, gdzie jestem! Za żadne skarby świata! Właśnie zaczęłam sobie układać życie, jestem szczęśliwa... Laurent jest mi teraz najmniej potrzebny.".

***

  Ach, jeśli chodzi o piosenki, które umieszczam na początku... Nie zawsze pasują one tekstem do rozdziału. Po prostu dobrze mi się przy nich pisało rozdział, dlatego je zamieszczam. ;)

sobota, 3 listopada 2012

Rozdział 04.

   Adele - One and only

  Dwa dni, od "ostrzejszej" wypowiedzi Kuby. Od tamtego czasu nie zmieniło się nic prócz tego, że zaczęłam chodzić na uczelnię. Mam nadzieję, że to choć odrobinę odciągnie mnie od mojego uczuciowego życia.
Z Robertem również nie mam kontaktu. Czy próbowałam coś zrobić? Jeśli próbowaniem można nazwać siedzenie z telefonem w ręku i czekaniem aż on zadzwoni to tak, próbowałam.
  - Jakie plany na dziś? - zapytał Łukasz wchodząc bez pukania do mojego pokoju.
  - Pójdę wykłady, a później... nie wiem, a co? - nie uraczyłam spojrzeniem brata.
  - Na którą masz te wykłady?
  - Za półtorej godziny się zaczynają... Kończę jakoś po 15. - burknęłam pod nosem zamykając oczy.
  - Więc masz już plany na później. Klopp zgodził się, abyś uczestniczyła w treningu. - moje serce stanęło ze strachu. Momentalnie otworzyłam oczy i się podniosłam.
  - Czyś ty oszalał?! - krzyknęłam, a raczej wydarłam się na brata - Dobrze wiesz, że nie wchodzę na boisko już od minimum siedmiu lat!
  - Może czas, abyś wreszcie wygrała ze strachem? To tylko trening. Nic ci się niestanie...
  - Zastanowię się. - odpowiedziałam po chwili, gdy trochę uspokoiłam walące serce.

  Na wykładach w ogóle nie mogłam się skupić. Najgorzej było z ostatnim. Serce z sekundy na sekundę biło mocniej. Ciągle miałam w głowie moją dzisiejszą rozmowę z Łukaszem. Boje się i, no cóż trzeba przyznać, jestem zbyt słaba, żeby to pokonać. Może za tydzień, dwa... Ale nie teraz.
"Łukasz, przeproś ode mnie Kloppa. Nie dam rady. Nie dziś." napisałam sms-a do Piszczka. Odpowiedzi nie otrzymałam.
  "Obudziłam się" dopiero przy słowach profesora: na dziś koniec, do widzenia. Zebrałam wszystkie swoje rzeczy i czym prędzej wyszłam z uczelni. Moim celem był park. Odkąd pamiętam zawsze gdy chciałam coś przemyśleć, a nawet po prostu posiedzieć w samotności szłam do parku.
  Jestem idiotką! Kocham faceta, a nawet nie jestem w stanie zadzwonić do niego i porozmawiać. Kuba ma rację. Zachowujemy się jak nastolatkowie. Obydwoje czekamy na pierwszy krok tej drugiej osoby.
A z resztą nawet gdybym do niego zadzwoniła, umówiła się na spotkanie to co by to dało? Co ja bym mu wtedy powiedziała? "Kocham cię, ale boję się do ciebie wrócić. W końcu znowu mogę uciec i będziemy cierpieli."? Bez sensu. Jeśli będę pewna, że moje życie jest chociaż w połowie ułożone, jeśli będę pewna, że to tu w Dortmundzie jest moje miejsce zadzwonię do niego. Jeśli nie będzie za późno, zadzwonię.

  - Jestem! - oznajmiłam wchodząc do domu. Od razu skierowałam się do salonu, ponieważ byłam niemal pewna, iż zastanę tam Ewę i mojego brata.
  - Hej. - powiedział cicho Kuba.
  - Cześć... - odpowiedziałam lekko zaszokowana - Nie spodziewałam się tu ciebie. Gdzie Ewa i Łukasz?
  - Poszli na spacer. - oznajmił. Zaczęłam się powoli wycofywać - Przepraszam. - powiedział lekko zachrypniętym głosem - Nie powinienem wtrącać się w sprawy między tobą a Robertem.
  - Masz rację, nie powinieneś, ale... Wybaczę ci to. Było w tym trochę racji. A nawet trochę więcej niż "trochę".
  - Co nie zmienia faktu, że źle zrobiłem. - utrzymywał swoje wstając.
  - To prawda, jednak jesteś moim przyjacielem. - powiedziałam pewne podchodząc do niego - Przytulas? - zapytałam z uśmiechem.
  - Przytulas. - odwzajemnił wyszczerz i przytulił mnie z całych sił.
  - Kuba... Brakowało mi tego... Ale się duszę... - wysapałam. Błaszczykowski puścił mnie od razu - A Agata gdzie?
  - Źle się dziś czuła i gdy wychodziłem spała. - oznajmił siadając. W tym samym momencie zadzwonił mój telefon. Wielkie było moje zdziwienie, gdy na wyświetlaczu ukazało się imię Koscielnego. Odłożyłam telefon na stolik wcześniej odrzucając połączenie.
  - Może zaczekać. To nic ważnego. - powiedziałam widząc wzrok przyjaciela.
Później rozmowa potoczyła się sama. Kuba opowiadał wszystko, co działo się w jego życiu podczas mojej nieobecności.
Czas nam zleciał nie wiadomo kiedy. Nim się obejrzeliśmy, było przed 20. Gdyby nie fakt, że wrócił mój brat z żoną pewnie siedzielibyśmy tak dalej. Tematy się nam nie kończyły.
Laurent dzwonił jeszcze 3 razy... i 2 razy Robert. Nie odebrałam, bo byłam pewna, iż to znowu gracz Arsenalu i nawet nie sprawdzałam.
Błaszczykowski wyruszył do swojego domu chwilę po 20. Ja nie siedząc długo z państwem Piszczek udałam się do tymczasowego pokoju.
Stwierdziłam, że nie mając żadnych planów, pójdę wziąć kąpiel. Nie trwała ona długo. O godzinie 21.40 leżałam w łóżku z laptopem na nogach. Słysząc pukanie do drzwi i nie przerywając swojego zajęcia powiedziałam "proszę".
  - Cześć. - powiedział Robert zamykając drzwi. Ale zaraz! Robert?!
  - Co ty tu robisz? - zapytałam z lekkim strachem w głosie. Co teraz?
  - Przyszedłem porozmawiać. - powiedział siadając na fotelu, który stał po mojej prawej stronie niedaleko okna - Nie odbierałaś moich telefonów.
  - Nie mogłam. - oznajmiłam wymijająco. Zapadła między nami cisza, którą wreszcie przerwał Lewy.
  - Ja przepraszam, ale muszę to wiedzieć... - zaczął niepewnie - Maju, czy my... Czy ja mam u ciebie jeszcze jakieś szanse? - zapytał spoglądając na mnie. Zaskoczył mnie tym pytaniem. Oczekiwałam czegoś w stylu ochrzanu, że po co wróciłam czy coś, a on się mnie pyta czy ma jeszcze jakieś szanse u mnie!
  - Robert... ja nie wiem jak ci to powiedzieć... - zaczęłam.
  - Czyli nie? - zapytał jakby smutno.
  - Nie! Nie, tego nie powiedziałam. - zaprzeczyłam szybko - Po prostu minęło trochę czasu... Ja nie potrafię nazwać tego, co nas łączy w tej chwili.
  - Kocham cię. - powiedział pewnie przenosząc się z fotelu na łóżko. Zrobiłam błąd - spojrzałam w jego oczy. Zamknęłam laptopa odstawiając go na szafkę nocną. Przybliżyłam się do Roberta i przejechałam dłonią po jego policzku.
  - Ja ciebie też, Robert. Bez przerwy w Anglii cię kochałam, mimo, iż popełniłam kilka błędów moje uczucie nigdy do ciebie nie wygasło. - wyszeptałam. Lewandowski zmniejszył odległość między nami do milimetrów. Stało się coś, na co czekałam od naszego pierwszego spotkania w Dortmundzie. Pocałował mnie. Długo i namiętnie. Pod wpływem zadawanej mi przyjemności, z ust wydobył się cichy jęk - Boże, jak ja za tobą tęskniłam. - mruknęłam zachrypniętym głosem.

***
Cześć,
rozdział miał się pojawić tydzień temu. No właśnie - miał.
Próbowałam się zabrać do sprawdzenia wiele razy, ale i tak na początku każdej próby wyłączałam stronę. Po tak długim czasie (ten rozdział został napisany w czerwcu) zrozumiałam, że główna bohaterka działa mi na nerwy. Ciekawe ile jeszcze z nią wytrzymam... Mam nadzieję, że opublikuję to wszystko co mam. Swoją drogą trochę szkoda by mi było to zostawić, bo do napisania pozostało mi tylko kilka rozdziałów.
 No cóż, opowiadanie trwa nadal,
do napisania! :*