piątek, 30 listopada 2012

Rozdział 07.


  W Polsce byłam już dość długi czas. Dziś jest Wigilia... Spędzamy te święta w najbliższym gronie rodzinnym.
  Nim się obejrzałam, pod dom podjechał samochód Łukasza i Ewy. A właśnie, co do młodych Piszczków to Ewa jest w ciąży! Początek czwartego miesiąca. Cała rodzina jest wniebowzięta. Łukasz skacze koło Ewy, jak tylko może. Chciał załatwić nawet jej jakąś opiekę, ale tego było dla niej za wiele. Tak się na niego wydarła, że biedak nie wiedział co się dzieje. Przynajmniej tak twierdzi Agata, która też może pochwalić się dość sporym brzuszkiem. Jak się zaczęli rozmnażać, to wszyscy na raz!
  Jeśli chodzi o moje życie, to jest, jak jest. Chciałam rzucić studia, ale po rozmowie z tatą postawiłam wziąć  dziekankę. Na ten czas nie mam planów na życie. Nie mam pracy... Jednym słowem: tragedia! Chociaż dostałam jedną propozycję. Klopp przekonał zarząd Borussii i mam szansę zostać asystentką Jurgena. Ostateczną decyzję mam podać dwa tygodnie po Nowym Roku, czyli mam jeszcze kupę czasu. A do podejmowania decyzji jakoś mi się nie śpieszy... Do przyjmowania jej tym bardziej.
  Z Robertem nie utrzymuję kontaktu, odkąd wyjechałam z Dortmundu. Ani razu go nie widziałam. Na początku tęskniłam i to cholernie, ale teraz przyzwyczaiłam się do tego uczucia pustki w sercu. Lewy dzwonił, pisał, jednak ja nie reagowałam. Raz przyjechał do mojego rodzinnego domu. Przekonałam mamę, aby nie pisnęła słówka, że jestem... Ale ukochany tatuś nic nie wiedział i się wygadał. Moja reakcja? Zamknęłam się w łazience i udawałam, że nie słyszę walenia w drzwi. Wiem, głupie.
  Laurent nadal mnie szuka. Napisałam Wojtkowi "Niech sobie biedak szuka, ale jak ty piśniesz mu słówko, gdzie ja jestem to pamiętaj: ja ciebie też znajdę! :D". Szczęsny tego na serio chyba nie wziął... A przynajmniej tą ostatnią część. A będąc przy Wojtku, to rozstał się z Sandrą. Są w przyjacielskich stosunkach, ale jak sami stwierdzili: to już nie to samo uczucie, jakim darzyli siebie na początku.
No... To chyba tyle dzieje się u moich przyjaciół.
Westchnęłam i w tym samym czasie do mojego pokoju wleciał jeden z trzech braciszków, a mianowicie Marek.
  - Dawaj, choinkę ubieramy! - oznajmił i zanim zdążyłam jakkolwiek zaprzeczyć on przerzucił sobie mnie przez ramię jak... Jak worek ziemniaków! Po chwili już zanosiliśmy się śmiechem, a ja siedząc "na barana" na Marku nakładałam czubek na choinkę. Oczywiście nie obyło się bez potłuczenia minimum jednej bombki, bo jak "tradycja każe" w naszym domu muszą być tylko szklane! I tak co roku stłuką się z dwie, trzy ozdoby choinkowe. Na głowę, a choinkę zwykle ubieram ja, Marek i Adam.

  O godzinie 20 siedzieliśmy wszyscy przy stole , będąc w trakcie kolacji.
  - Młodzieży, macie jakieś plany na sylwestra? - zapytał nagle tata.
  - Tak, my i Majka jedziemy w góry. - odezwał się Łukasz.
  - Dobrze wiedzieć. - mruknęłam pod nosem tak, że nikt nie usłyszał. Albo po prostu nie zwracali na mnie uwagi.
  - Ja wracam od razu do Warszawy. - oznajmił Adam.
  - A ja z moją żonką - zaczął Marek przytulając Paulinę - stwierdziliśmy, że w tym roku potowarzyszymy naszym kochanym staruszkom. Jeśli się zgodzą, oczywiście. - zaśmiał się patrząc na rodziców.
  - Zgadzamy się, ale nie jesteśmy staruszkami! - zastrzegła mama karcąc palcem swojego najstarszego syna.
  - Ja przepraszam - zaczęłam po chwili ciszy wstając od stołu - Pójdę się położyć.
  - Coś się stało córciu? Źle się czujesz? - zapytała zmartwionym głosem mama.
  - Nie, jestem tylko zmęczona. - uśmiechnęłam się lekko i skierowałam się na górę do swojego pokoju. Po szybkim prysznicu położyłam się do łóżka, ale nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, aż wreszcie ktoś zapukał w moje drzwi. Usiadłam opierając się o poduszkę i powiedziałam cicho "proszę".
Okazało się, że odwiedziły mnie moje dwie bratowe.
  - Wiedziałam, że nie będziesz spała. - wyszeptała Paulina.
  - Po co ty szepcesz? - walnęła Ewa - Nikogo w domu nie ma!
  - To gdzie są? - zapytałam głupio, a Ewa, kładąc się obok mnie, wytłumaczyła, że poszli na pasterkę.
  - Trzymaj. - Paulina podała mi kieliszek z winem, jedynie żona Łukasza miała szklankę z sokiem - Zrobiłam badania... - zaczęła po chwili Paula - Nie mogę mieć dzieci. - mruknęła smutno kładąc głowę na moich kolanach - Marek nic nie mówi, ale widzę, że jest mu przykro. Jak każdy facet chciałby mieć potomka.
  - Myśleliście o adopcji? - zapytała Ewa.
  - To nie to samo...
 - Jeśli chcecie mieć dziecko, to czemu nie? - wtrąciłam - Pogadaj o tym z Markiem. Przecież możecie zaadoptować jakiegoś maluszka, który ma kilka miesięcy.
  - Maja, co z Robertem? - zmieniła temat Ewa.
  - Z Robertem? To wy się nie rozstaliście? - zapytała zdezorientowana Paula.
  - Rozstali, ale kiedy Maja mieszkała z nami w Niemczech jakby ponownie do siebie wrócili i gdyby nie kłótnia, pewnie te święta spędziliby razem.. Albo przynajmniej ich część.
  - Dzwonił do mnie, raz nawet był, ale ja go nie chcę widzieć.
  - Czemu? O co się w ogóle pokłóciliście?
 - Nazwał mnie dziwką. - oznajmiłam, na co obydwie panie Piszczek zareagowały głośnym "co?" - Niedosłownie! To znaczy... Nie zdążył tego powiedzieć. Może od początku? - zapytałam retorycznie - Pewnego dnia, gdy poszłam pierwszy raz od dłuuugiego czasu na stadion, po treningu pojechałam z Robertem. Poszliśmy do parku i wtedy powiedziałam mu całą historię o Laurencie, którą wy już znacie. Powiedział, że musi to przemyśleć, bla, bla, bla... Tego samego dnia przylazł pogadać. Zapytał się, czemu spałam z Koscielnym, powiedział, że zachowałam się... I mu dokończyłam, a on nie zaprzeczył. Koniec, żyli długo i osobno...
  - Teraz tak mówisz, ale wy do cholery się kochacie. - powiedziała Ewa.
  - Sracie, nie kochacie! - wysyczałam zła - Lepiej mów, o co chodzi z tymi górami!
 - No jedziemy w góry. - powiedziała głupio a ja powiedziałam ironicznie "wow!" - My, ty, Błaszczykowscy, twój ukochany Wojtek, Wasyl z Asią, chyba też będzie Darek... - miałam wrażenie, że chciała coś jeszcze dopowiedzieć, ale urwała w ostatniej chwili.
  - O proszę, cóż za piłkarska zgraja! - mruknęłam ironicznie i upiłam mały łyk wina.
  Jeśli chodzi o Szczęsnego, to dorwę dziada! Nic mi nie powiedział!
  Nie spostrzegłyśmy nawet, kiedy zasnęłyśmy wszystkie trzy w bardzo niewygodnych pozycjach.  Nie obudził nas nawet mój wibrujący telefon i nie, nie był to Laurent. Tym razem połączeniami i sms-em z życzeniami świątecznymi zaśmiecił mi telefon Robert Lewandowski!

***

  Salam alejkum!
Rozdział miał być jutro, ale stwierdziłam, że jak dodam dziś to też się nic nie stanie :)
Hmm... Odcinek nudny i o niczym. No cóż, naprawdę Was przepraszam!

Muszę się pochwalić, że wczoraj skończyłam pisać "Rozdział 15." hyhyhyy ;>

NASTĘPNY: 07.12.

6 komentarzy:

  1. Widzę, że uwielbiają planować. Niech już jadą w te góry. :>

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś mi się wydaje, że w górach także będzie Robert i Maja nam się trochę zdenerwuje. Widze, że u ciebie w odcinku święta, a do świąt coraz bliżej.
    Mai momentami nie rozumiem. Chyba czasami dziewczyna sama nie wiem czego chce. Niech porozmawia z Lewym, przecież nic się jej nie stanie. Korona z głowy nie spadnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. W tych górach musi być Robert! Niby o niczym, a jednak o czymś ten rozdział był. Święta, mhm... choinka, Wigilia. Och, wybacz rozmarzyłam się.:)
    Cóż muszę zgodzić się z moją przedmówczynią - uważam, że Maja powinna pogadać z Robertem!

    Jak możesz informuj mnie o nowych.
    [badstuber-story.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  4. jest ósmy, taratarata. :< ale ja nic nie mówię. ;* :D

    OdpowiedzUsuń
  5. W takim razie widzę, że piłkarskie rodzinki się powiększają :) Do pełnego pakietu brakuje tylko Majki, Roberta i ich maluszka :D No dobra, może mnie fantazja za bardzo ponosi, ale chciałabym, aby tak to się wszystko skończyło. Czy tylko ja mam wrażenie, że na ten wyjazd w góry zabierają też Lewandowskiego? :D

    OdpowiedzUsuń