sobota, 3 listopada 2012

Rozdział 04.

   Adele - One and only

  Dwa dni, od "ostrzejszej" wypowiedzi Kuby. Od tamtego czasu nie zmieniło się nic prócz tego, że zaczęłam chodzić na uczelnię. Mam nadzieję, że to choć odrobinę odciągnie mnie od mojego uczuciowego życia.
Z Robertem również nie mam kontaktu. Czy próbowałam coś zrobić? Jeśli próbowaniem można nazwać siedzenie z telefonem w ręku i czekaniem aż on zadzwoni to tak, próbowałam.
  - Jakie plany na dziś? - zapytał Łukasz wchodząc bez pukania do mojego pokoju.
  - Pójdę wykłady, a później... nie wiem, a co? - nie uraczyłam spojrzeniem brata.
  - Na którą masz te wykłady?
  - Za półtorej godziny się zaczynają... Kończę jakoś po 15. - burknęłam pod nosem zamykając oczy.
  - Więc masz już plany na później. Klopp zgodził się, abyś uczestniczyła w treningu. - moje serce stanęło ze strachu. Momentalnie otworzyłam oczy i się podniosłam.
  - Czyś ty oszalał?! - krzyknęłam, a raczej wydarłam się na brata - Dobrze wiesz, że nie wchodzę na boisko już od minimum siedmiu lat!
  - Może czas, abyś wreszcie wygrała ze strachem? To tylko trening. Nic ci się niestanie...
  - Zastanowię się. - odpowiedziałam po chwili, gdy trochę uspokoiłam walące serce.

  Na wykładach w ogóle nie mogłam się skupić. Najgorzej było z ostatnim. Serce z sekundy na sekundę biło mocniej. Ciągle miałam w głowie moją dzisiejszą rozmowę z Łukaszem. Boje się i, no cóż trzeba przyznać, jestem zbyt słaba, żeby to pokonać. Może za tydzień, dwa... Ale nie teraz.
"Łukasz, przeproś ode mnie Kloppa. Nie dam rady. Nie dziś." napisałam sms-a do Piszczka. Odpowiedzi nie otrzymałam.
  "Obudziłam się" dopiero przy słowach profesora: na dziś koniec, do widzenia. Zebrałam wszystkie swoje rzeczy i czym prędzej wyszłam z uczelni. Moim celem był park. Odkąd pamiętam zawsze gdy chciałam coś przemyśleć, a nawet po prostu posiedzieć w samotności szłam do parku.
  Jestem idiotką! Kocham faceta, a nawet nie jestem w stanie zadzwonić do niego i porozmawiać. Kuba ma rację. Zachowujemy się jak nastolatkowie. Obydwoje czekamy na pierwszy krok tej drugiej osoby.
A z resztą nawet gdybym do niego zadzwoniła, umówiła się na spotkanie to co by to dało? Co ja bym mu wtedy powiedziała? "Kocham cię, ale boję się do ciebie wrócić. W końcu znowu mogę uciec i będziemy cierpieli."? Bez sensu. Jeśli będę pewna, że moje życie jest chociaż w połowie ułożone, jeśli będę pewna, że to tu w Dortmundzie jest moje miejsce zadzwonię do niego. Jeśli nie będzie za późno, zadzwonię.

  - Jestem! - oznajmiłam wchodząc do domu. Od razu skierowałam się do salonu, ponieważ byłam niemal pewna, iż zastanę tam Ewę i mojego brata.
  - Hej. - powiedział cicho Kuba.
  - Cześć... - odpowiedziałam lekko zaszokowana - Nie spodziewałam się tu ciebie. Gdzie Ewa i Łukasz?
  - Poszli na spacer. - oznajmił. Zaczęłam się powoli wycofywać - Przepraszam. - powiedział lekko zachrypniętym głosem - Nie powinienem wtrącać się w sprawy między tobą a Robertem.
  - Masz rację, nie powinieneś, ale... Wybaczę ci to. Było w tym trochę racji. A nawet trochę więcej niż "trochę".
  - Co nie zmienia faktu, że źle zrobiłem. - utrzymywał swoje wstając.
  - To prawda, jednak jesteś moim przyjacielem. - powiedziałam pewne podchodząc do niego - Przytulas? - zapytałam z uśmiechem.
  - Przytulas. - odwzajemnił wyszczerz i przytulił mnie z całych sił.
  - Kuba... Brakowało mi tego... Ale się duszę... - wysapałam. Błaszczykowski puścił mnie od razu - A Agata gdzie?
  - Źle się dziś czuła i gdy wychodziłem spała. - oznajmił siadając. W tym samym momencie zadzwonił mój telefon. Wielkie było moje zdziwienie, gdy na wyświetlaczu ukazało się imię Koscielnego. Odłożyłam telefon na stolik wcześniej odrzucając połączenie.
  - Może zaczekać. To nic ważnego. - powiedziałam widząc wzrok przyjaciela.
Później rozmowa potoczyła się sama. Kuba opowiadał wszystko, co działo się w jego życiu podczas mojej nieobecności.
Czas nam zleciał nie wiadomo kiedy. Nim się obejrzeliśmy, było przed 20. Gdyby nie fakt, że wrócił mój brat z żoną pewnie siedzielibyśmy tak dalej. Tematy się nam nie kończyły.
Laurent dzwonił jeszcze 3 razy... i 2 razy Robert. Nie odebrałam, bo byłam pewna, iż to znowu gracz Arsenalu i nawet nie sprawdzałam.
Błaszczykowski wyruszył do swojego domu chwilę po 20. Ja nie siedząc długo z państwem Piszczek udałam się do tymczasowego pokoju.
Stwierdziłam, że nie mając żadnych planów, pójdę wziąć kąpiel. Nie trwała ona długo. O godzinie 21.40 leżałam w łóżku z laptopem na nogach. Słysząc pukanie do drzwi i nie przerywając swojego zajęcia powiedziałam "proszę".
  - Cześć. - powiedział Robert zamykając drzwi. Ale zaraz! Robert?!
  - Co ty tu robisz? - zapytałam z lekkim strachem w głosie. Co teraz?
  - Przyszedłem porozmawiać. - powiedział siadając na fotelu, który stał po mojej prawej stronie niedaleko okna - Nie odbierałaś moich telefonów.
  - Nie mogłam. - oznajmiłam wymijająco. Zapadła między nami cisza, którą wreszcie przerwał Lewy.
  - Ja przepraszam, ale muszę to wiedzieć... - zaczął niepewnie - Maju, czy my... Czy ja mam u ciebie jeszcze jakieś szanse? - zapytał spoglądając na mnie. Zaskoczył mnie tym pytaniem. Oczekiwałam czegoś w stylu ochrzanu, że po co wróciłam czy coś, a on się mnie pyta czy ma jeszcze jakieś szanse u mnie!
  - Robert... ja nie wiem jak ci to powiedzieć... - zaczęłam.
  - Czyli nie? - zapytał jakby smutno.
  - Nie! Nie, tego nie powiedziałam. - zaprzeczyłam szybko - Po prostu minęło trochę czasu... Ja nie potrafię nazwać tego, co nas łączy w tej chwili.
  - Kocham cię. - powiedział pewnie przenosząc się z fotelu na łóżko. Zrobiłam błąd - spojrzałam w jego oczy. Zamknęłam laptopa odstawiając go na szafkę nocną. Przybliżyłam się do Roberta i przejechałam dłonią po jego policzku.
  - Ja ciebie też, Robert. Bez przerwy w Anglii cię kochałam, mimo, iż popełniłam kilka błędów moje uczucie nigdy do ciebie nie wygasło. - wyszeptałam. Lewandowski zmniejszył odległość między nami do milimetrów. Stało się coś, na co czekałam od naszego pierwszego spotkania w Dortmundzie. Pocałował mnie. Długo i namiętnie. Pod wpływem zadawanej mi przyjemności, z ust wydobył się cichy jęk - Boże, jak ja za tobą tęskniłam. - mruknęłam zachrypniętym głosem.

***
Cześć,
rozdział miał się pojawić tydzień temu. No właśnie - miał.
Próbowałam się zabrać do sprawdzenia wiele razy, ale i tak na początku każdej próby wyłączałam stronę. Po tak długim czasie (ten rozdział został napisany w czerwcu) zrozumiałam, że główna bohaterka działa mi na nerwy. Ciekawe ile jeszcze z nią wytrzymam... Mam nadzieję, że opublikuję to wszystko co mam. Swoją drogą trochę szkoda by mi było to zostawić, bo do napisania pozostało mi tylko kilka rozdziałów.
 No cóż, opowiadanie trwa nadal,
do napisania! :*

6 komentarzy:

  1. Udało się. Nareszcie powiedzieli sobie wszystko, ale ja się cieszę :D Nie mogli tak od razu? Tylko tyle musiałam na nicch czekać? Ale najważniejsze, że teraz będą razem.
    Mam nadzieję, że Laurent w niczym im nie przeszkodzi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne ,masz talent ! Z niecierpliwością czekam na następny rozdział i mam nadzieje ,że pojawi się w przeciągu kilku dni !
    Pozdrawiam ; **

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy kolejny rozdział ? Już nie mogę się doczekać ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następny w najbliższy weekend powinien się pojawić :)

      Usuń
  4. Może uda ci się szybciej napisać ,bardzo na to liczę ^^ .
    Pozdrawiam : )

    OdpowiedzUsuń
  5. No i tego im właśnie było trzeba! Szczera rozmowa i takie piękne jej zakończenie :) Mam nadzieję, że teraz to już będzie tylko lepiej prawda? Tylko zastanawia mnie fakt po jaką cholerę wydzwania do niej Laurent? No i co się stało, że ma uraz do przebywania na boisku...?

    OdpowiedzUsuń