piątek, 9 listopada 2012

Rozdział 05.


  Obudziłam się po godzinie 9. Roberta już nie było. Z tego co napisał mi na karteczce, pojechał na trening.
  Po porannej toalecie zeszłam na dół i od razu udałam się do kuchni by zaspokoić pragnienie. To co tam zastałam w ogóle mnie nie zdziwiło. Ewa i Agata już na mnie czekały. Ich wzrok wszystko mówił, ale żadna z nich się nie odzywała.
  - Może wreszcie się zapytacie o to, co chcecie... - powiedziałam z błąkającym się uśmiechem na ustach.
  - A o co my mamy pytać? - zapytała głupio Agata.
  - Racja... W końcu i tak wszystko wiecie.
  - Wróciliście do sobie?
  - Nie wiem, Ewa... - powiedziałam patrząc tępo przed siebie - Chłopacy mają dziś trening po południu?
  - Mają, a co? Chcesz iść? - zapytała Agata.
  - Yhym.. Chyba pójdę. - wzięłam szklankę z sokiem i poszłam do ogrodu. Usiadłam na leżaku. Nawet nie wiedziałam kiedy zamknęłam oczy i przysnęłam.

  Obudziłam się, gdy poczułam coś mokrego na mojej twarzy.
  - Zabiję cię! - burknęłam otwierając oczy.
 - Chciałabyś! - głos Łukasza wydobywał się z głębi domu. No tak... Mam do czynienia z aktywnym piłkarzem - Lepiej się zbieraj. - powiedział podchodząc z ręcznikiem, abym mogła osuszyć swoją twarz - Masz 40 minut i ani sekundy dużej.
  - Klopp nie będzie miał nic przeciwko? - zapytałam niepewnie.
  - Powiedział, że możesz uczestniczyć w treningu kiedy tylko chcesz.
  - Ale ja nie będę grać. Chcę pójść, popatrzeć...
  - Jak chcesz. - westchnął Piszczu - Byłaś dzisiaj na wykładach?
  - Nie. - mruknęłam mijając go.
  - Chcesz zaliczyć ten semestr?
  - Taa. - burknęłam z salonu. Zaraz tam pojawił się Łukasz.
  - Niezbyt przekonujące.
  - Przecież jeśli odpuszczę sobie jeden dzień to nic się nie stanie. Łuki...
  - W takich momentach czuję się zajebiście stary. Zbyt lekko podchodzisz do życia.
  - Yhym. - mruknęłam zła pod nosem przypominając sobie nienajlepsze momenty w moim życiu. Zerknęłam z mało widocznym mordem w oczach na brata, zawróciłam czym prędzej udając się na górę i zamknęłam się w pokoju.

  Po ok. 10 minutach już się uspokoiłam. Zeszłam na dół gotowa do pojechania na stadion. Po 20 okrążeniach wskazówki minutowej na zegarze już tam byłam. Od razu udałam się na murawę, gdzie rozgrzewało się kilku piłkarzy Borussii. Poszukałam chwilę Kloppa i gdy znalazłam udałam się w jego stronę.
  - Dzień dobry. - przywitałam się w języku niemieckim. Jurgen od razu mnie przytulił.
 - Miło cię widzieć. Trochę już minęło od naszego ostatniego spotkania w Anglii. - powiedział a ja zgodziłam się z jego słowami skinieniem głowy - Będziesz uczestniczyć dziś w treningu?
  - Pooglądam dziś tylko chłopaków w akcji. - zaśmiałam się lekko.
  - Mimo wszystko mam nadzieję, że będę miał tą przyjemność i będziesz uczestniczyć w moim treningu.
  - Zapewniam pana, że nie odpuszczę sobie takiego zaszczytu. - Jurgen to jedna z nielicznych osób, które nie są w mojej rodzinie i znają moją historię. Nawet Robert o tym nie wie... To znaczy wie, że kiedyś grałam w piłkę, ale nie wie dlaczego skończyłam grać. On nigdy nie dociekał, a ja nigdy nie zaczynałam tego tematu.
  Usiadłam na ławce trenerskiej a Jurgen poszedł do chłopaków. Gdy stali w grupce wypatrywałam Roberta. Ten zauważając mnie posłał mi czuły uśmiech, który odwzajemniłam. Tak bardzo go kocham. Mimo czasu, który w pewnym sensie zmarnowałam w Anglii, kocham go tam samo jak w 2008 roku, gdy Lewy grał jeszcze w koszulce Lecha Poznań.
  Gracze Borussi po rozgrzewce podzielili się na dwie drużyny i zaczęli grać. To pierwszy jakikolwiek mecz (czy grę na treningu można nazwać meczem?), który widzę na oczy po moim wypadku. Nawet mieszkając w Poznaniu i przyjaźniąc się z graczami Lecha nie poszłam ani razu na ich mecz czy trening. Nawet nie oglądałam w telewizji. Tak samo było w Anglii. Wojtek znał powód, ale reszta nie potrafiła się z tym pogodzić. Jak sam Wilshere powiedział "Siostra Piszczka, nasza przyjaciółka, a na nasz mecz nie przyjdzie!". Na początku się oburzali, ale Szczęsny zawsze stawał w mojej obronie i wymyślał co rusz to nowe wytłumaczenie.
  Patrzyłam na grających chłopaków i momentalnie wrócił cały psychiczny ból, a łzy pojawiły się w oczach. Obiecałam sobie, że będę silna ale nie jestem. Nie potrafię dotrzymać samej sobie obietnicy.
Gdy Jurgen, który siedział obok mnie, spostrzegł, jak zareagowałam szybko zawołał Piszczka.
  - Siostra, co jest? - zapytał kucając przede mną.
  - Wszystko wróciło, Łukasz. Ja nie potrafię... - wyszeptałam  po polsku.
  - Csii.. Nic ci się nie stanie. - brat klapnął obok mnie i przytulił.
 - Wracaj do chłopaków, bo stworzyliśmy właśnie ciekawy obiekt. - mruknęłam po chwili ocierając łzy. Łukasz posiedział jeszcze chwilkę i pobiegł do chłopaków. Zanim zamknęłam oczy, aby się uspokoić, zobaczyłam, że Robert podbiega do mojego brata i o coś się pyta. Zapewne o sytuację, która chwilę temu miała miejsce.
Po odetchnięciu i ukojeniu nerwów czas zleciał mi szybko. Łukasz, nim poszedł do szatni, powiedział abym poczekała na niego przy wyjściu ze stadionu. Stałam odwrócona i pisałam sms-a do Wojtka, gdy ktoś nagle podszedł do mnie od tyłu. Poczułam dłonie na biodrach i lekkie muśnięcie ust na mojej szyi.
  - Cześć. - wyszeptał Robert.
  - Hej. - uśmiech pojawił się na moich ustach. Odwróciłam się do Lewego i lekko musnęłam jego policzek.
  - Liczyłem na coś więcej. - powiedział zawiedzionym głosem, a swoje usta wykrzywił w tzw. dzióbek.
  - A znasz takie powiedzenie: "Umiesz liczyć, licz na siebie"?. - wystawiłam mu lekko język. Ten nie zdążył nic zrobić ani powiedzieć, ponieważ nadszedł Piszczu z Błaszczykowskim.
  - Zostawić cię na chwilę i już ktoś cię obściskuje. - zaśmiał się Łukasz a Jakub mu zawtórował.
  - Nie ktoś, tylko ja. - Robert wypiął dumnie klatę.
  - Czyli ktoś. - Łukasz specjalnie podpuszczał Lewego - Dobra, gołąbeczki. Sorry, ale porywam swoją siostrę, więc łaskawie ją mi oddaj, bo jak nie to trzeba będzie załatwić to inaczej.
  - Przykro mi Łukaszu, lecz Maja jedzie ze mną. - oznajmił poważnym tonem Robert, a ja spojrzałam na niego zdziwiona.
  - Serio? - zapytałam równo z bratem.
  - Serio, więc do zobaczenia jutro. - Lewandowski ujął moją rękę w swoją.
  - Dobra, pogadamy w domu. - powiedział Piszczu - Dziś wieczorem. - dodał patrząc znacząco na Roberta z błąkającym się uśmiechem na ustach.
  - Postaram się wyrobić. - zaśmiał się Lewy a ja tylko wywróciłam oczami.
Wsiadając do samochodu, poczułam wibracje telefonu. Czym prędzej wyciągnęłam przedmiot i czytałam wiadomość od Wojtka. Moją uwagę przykuł jej fragment: "Tak na marginesie, to Laurent pyta się, gdzie ty teraz jesteś. Jack mówił, że Koscielny mu powiedział iż chce cię znaleźć. I zrobi to, nawet gdybyś była na drugim końcu świata." Mina od razu mi zrzedła. Myśl, że Koscielny mógłby mnie znaleźć w Niemczech i miałby się spotkać z Robertem nie mieściła mi się w głowie! Nie chcę go tu! Uciekłam z Anglii, żeby się go pozbyć. W moim życiu nie ma już miejsca dla kogoś takiego, jak Laurent Koscielny!
Odpisałam tylko "Nie mów mu, gdzie jestem! Za żadne skarby świata! Właśnie zaczęłam sobie układać życie, jestem szczęśliwa... Laurent jest mi teraz najmniej potrzebny.".

***

  Ach, jeśli chodzi o piosenki, które umieszczam na początku... Nie zawsze pasują one tekstem do rozdziału. Po prostu dobrze mi się przy nich pisało rozdział, dlatego je zamieszczam. ;)

9 komentarzy:

  1. Świetne , pisz dalej .. Jestem strasznie ciekawa co się stanie i po co Robert ''porwał'' Maję ;d
    Kiedy następy rozdział ? : )

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja mam nadzieje ,że dasz radę napisać szybciej ^^
    Pozdrawiam : ) ; *

    OdpowiedzUsuń
  3. Laurent, jeszcze jego tu brakowało. Jak to faceci robią, że pojawiają się wtedy kiedy nie trzeba? Oni to mają idealne wyczucie czasu. Maja sobie układa na nowo życie, a Laurent chce jej szukac dobre sobie. Niech mu Wojtek to wybije z głowy!

    OdpowiedzUsuń
  4. Opowiadanie znalazłam przypadkowo, ale ciesze się, że tu trafiłam ;D
    Masz fajny styl pisania, czyta się lekko i przyjemnie- uwielbiam takie opowiadania! ;)
    Hm, ciekawi mnie czemu Piszczkówna musiała zrezygnować z piłki nożnej i sam widok gdy chłopaków aż tak bardzo na nią działa... mam nadzieję,że w którymś rozdziale rozwiniesz ten wątek ;)
    Nawet nie wiesz jak się cieszę, że wrócili do siebie ;D widać,że mimo tej rozłąki nadal bardzo się kochają i nie wyobrażają sobie życia bez siebie ;)
    Fakt, ten Laurent jest teraz potrzebny jak rybie rower -.-
    Zauważyłam, że pod którymś rozdziałem pisałaś, że informujesz o NN na GG, więc zostawiam swoje,a Ty wiesz co masz z nim zrobić ;) 43460973

    Pozdrawiam ;*
    [amore-proibitio.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  5. Strasznie mnie zaciekawiłaś, jeśli chodzi o Laurenta. :D Ale wiedz, że, iż Maja i Robert mają być razem! :* :>

    OdpowiedzUsuń
  6. Zrób tak zeby Maja i Robert byli już razem .
    Zapraszm także do czytania mojego opowiadania
    www.stadion-oszalal.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Och ,może uda Ci się dziś napisać kolejny rozdział ? Byłabym wdzięczna ,bo już nie mogę się doczekać ^^

    OdpowiedzUsuń
  8. Akcja się rozkręca i robi się coraz bardziej romantycznie :) Uwielbiam Piszczka i Błaszczykowskiego w Twoim wydaniu.
    Mam nadzieję, że dowiem się wreszcie co było przyczyną zaprzestania jej gry w piłkę nożną. Kontuzja, wypadek? Czytam dalej :)

    OdpowiedzUsuń