niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział 17.


  W poniedziałkowy wieczór byliśmy w mieszkaniu Kuby Wilka. Na początku wszystko zapowiadało się pięknie: śmiechy, wspomnienia... I na tym się skończyło.
Wspomnienia. Niestety nie zawsze występują w postaci miłych chwil sprzed jakiegoś czasu. Wspomnienia to też te złe chwile. Chwile, które chcielibyśmy wymazać z pamięci za wszelkie pieniądze, jakie posiadamy.
Wszystkie wspomnienia wróciły wraz z: fajnie, że Robert ci wybaczył ten incydent sprzed kilku lat. Naprawdę do siebie pasujecie. 
W tamtej chwili nie wiedziałam, co zrobić. Serce mi stanęło, łzy pojawiły się w oczach, zapomniałam jak wykonać najprostszą czynność... jak mam oddychać?
Spojrzałam na Roberta, a on patrzył to na mnie, to na Kubę.
  - Tak, bardzo fajnie. - mruknął dziwnym głosem. Głosem, który tak trudno było usłyszeć w wykonaniu Lewego - Przepraszam Kuba, ale my już musimy się zbierać. Późno jest, a jutro z rana wyjeżdżamy.
Nasz przyjaciel pokiwał ze zrozumieniem głową. Zebraliśmy swoje rzeczy i w kompletnej ciszy wyszliśmy przed blok, wsiedliśmy do samochodu i dojechaliśmy do hotelu.
  Cichą aurę, jaka wokół nas panowała nieprzerwanie od dwóch godzin, przerwał Robert:
  - Powiesz mi, o jakim incydencie mówił Kuba?
Westchnęłam ciężko i zaczęłam mówić:
  - Pamiętasz, jak się pokłóciliśmy? Nasza pierwsza, tak poważna kłótnia... - zerknęłam na mojego narzeczonego: patrzył na mnie wnikliwie.

  - Kaśka, mam dosyć! Wyjechał sobie na drugi koniec Polski i nie raczył napisać nawet głupiego sms-a już od dwóch dni! - warknęłam wyżywając się na niczego niewinnej koleżance z liceum.
  - On nie wyjechał tam na wakacje, sama wiesz, że jego mama nie czuje się najlepiej...

  - Ale to nie chodzi o to! Pokłóciliśmy się, on nawet się nie odezwał przed wyjazdem i tak po prostu mnie zostawił samą na prawie tydzień!

  - Byłam mega zdenerwowana, Kaśka chciała mnie uspokoić, ale... Skutek był nikły. Poszłyśmy do jakiegoś klubu...

  Muzyka bębniła mi w uszach, obijałam się o wiele spoconych ciał... Doszłam do celu, jakim był klubowy bar. Zamówiłam drinka, później jeszcze jednego i następnego. Zaczęło porządnie mi szumieć w głowie.

  - Chciałam się wybawić, zapomnieć o tych wszystkich przykrych słowach, jakie sobie wtedy wypowiedzieliśmy...

  Tańczyłam z Kaśką, gdy nagle poczułam obce dłonie na swoich biodrach. Nie przejmując się niczym kontynuowałam swój taniec, pozwalając sobie na coraz odważniejsze ruchy.
Nim się odwróciłam do swojego kompana, zauważyłam krytyczny wzrok Kaśki, która zaraz zniknęła mi z pola widzenia.
Przede mną stał młody blondyn z ciemnymi oczami, którymi hipnotyzował. Uśmiechnęłam się kokietując go.


  - Nie wiedziałam co robię, w ogóle nie panowałam nad sobą...

  Staliśmy na korytarzu, z którego można było się dostać do toalet. Niespodziewanie mój towarzysz przycisną mnie swoim ciałem do ściany, a jego usta zaczęły pieścić delikatną skórę mojej szyi. Niedługo po tym, jego usta zaczęły napierać na moje, a ja z wielką zachłannością zaczęłam oddawać mu pocałunki. Nagle poczułam, jak ktoś odrywa Blondyna ode mnie.
Przede mną stał Kuba Wilk.

 
- Kuba chyba pomyślał, że kiedy się rozstaliśmy to powiedziałam ci o tym. A teraz, że mi wybaczyłeś. - otarłam spływające łzy po moich policzkach.
  - Zdradziłaś mnie wtedy... - Robert pokiwał z niedowierzaniem głową - Zdradziłaś...
  - Byłam wtedy pijana, nie wiedziałam co robię... Robert proszę...
  - Jak wyjechałaś do Anglii, to po naszym rozstaniu jakoś wskoczyłaś od razu Koscielnemu do łóżka! Wtedy też nie wiedziałaś, co robisz?! - Lewandowski wstał i zaczął nerwowo chodzić po hotelowym pokoju.
  - Nie byliśmy wtedy razem...
  - Kurwa, Majka! Zawsze, kiedy będziemy mieli kryzys ty znajdziesz sobie jakiegoś fagasa?!
  - Uważasz mnie za jakąś dziwkę? Dziękuję Robert, już kolejny raz uświadamiasz mnie, jakie masz o mnie mniemanie. - zerwałam się z łóżka, zgarniając poduszkę i koc. Wyszłam z sypialni, tym samym udając się do mini-salonu.
  04:19 przekręcam się po raz kolejny, na drugi bok. Ocieram kolejną łzę z policzka. Kolejne wspomnienia pojawiają się w mojej głowie.
Ja już tak nie chcę... Już nie potrafię.

***

  Jeszcze jeden rozdział przed nami, maksymalnie dwa, epilog i Lewy z Mają mówią "papa". :D

Katar + kaszel + ból gardła = umierająca Ala

sobota, 25 maja 2013

Rozdział 16.

  Lana Del Rey - Summertime sadness

  To już dziś. Za niecałe 9 godzin Natalia i Michał staną się prawowitym małżeństwem. Na zegarze jest chwila po dziewiątej rano, a siostra mojego ukochanego zdążyła zadzwonić już jakieś 5 razy... Tak jak myślałam, nerwy wzięły górę.
  Stałam w kuchni i przygotowywałam szybkie śniadanie. Później miałam jechać z Robertem do mieszkania pani Lewandowskiej, gdzie to szykować się ma panna młoda.
  - Robert - zawołałam - Kochanie, wstawaj! - odpowiedzi nie otrzymałam. Poczekałam jeszcze moment, by zaraz wypełnić 2/3 szklanki letnią wodą. Z lekkim uśmiechem udałam się do naszej sypialni. Robert leżał na brzuchu, rozłożony na całym łóżku - Misiu, obudź się - dałam mu szansę, a co! Po nieotrzymaniu jakiejkolwiek reakcji z jego strony westchnęłam ciężko, podeszłam do łóżka i powoli wylewałam zawartość szklanki na jego kark. Drgnął i zaraz podniósł się na łokciach. Obejrzał się szybko i natrafił na mnie stojącą blisko łóżka. Widząc mord w jego zaspanych oczach momentalnie zareagowałam wycofując się z sypialni. Na odchodne krzyknęłam tylko, że śniadanie prawie gotowe.

  Dokańczałam właśnie kroić pomidora, gdy poczułam dłonie na moich biodrach i muskanie na karku. Automatycznie po całym ciele przeszedł przyjemny dreszcz a na usta wkradł się uśmiech.
  - Dzień dobry, niedobra kobieto. - mruknął lekko zachrypniętym głosem Lewy.
  - Dzień dobry... Nie mów, że jestem niedobra bo wołałam cię dwa razy. - oznajmiłam.
  - Powiedzmy, że akceptuję twoją wersję. - wyjął nóż, który trzymałam w ręku i zwinnie obrócił mnie ku sobie wpijając się od razu w moje usta. Jak na złość, ponownie dzisiejszego dnia, rozdzwonił się mój telefon - Nie odbieraj.
  - Robert, muszę. To pewnie Natalia. - Lewy westchnął ciężko i podał telefon leżący niedaleko.
Nie myliłam się. Widząc na wyświetlaczu numer jego siostry szybko odebrałam:
  - Maja, kiedy będziecie? Pamiętasz, że na na 10:45 mamy być u fryzjera? Później kosmetyczna... Nie wyrobimy się!
  - Natka, uspokój się. Będziemy za jakąś godzinę, albo i szybciej. Jemy śniadanie i jedziemy... - kończąc zdanie usłyszałam cichy szloch po drugiej stronie - Natalia, ty płaczesz? - zapytałam lekko zdezorientowana.
  - A jak Michał nie przyjedzie? Co jeśli się rozmyślił?
  - Natka, nawet tak nie myśl, słyszysz? Michał cię kocha... Jesteście stworzeni dla siebie. Uspokój się i czekaj na mnie. Buziak! - rozłączyłam się i spojrzałam na Roberta, który nawet nie ruszył się z miejsca - Nie patrz się tak na mnie, tylko jedz i jedziemy do mieszkania twojej mamy. Natka wbija sobie jakieś głupstwa do głowy. - westchnęłam - No ruszaj się, ruszaj. - musnęłam jego usta i zwinnie wyswobodziłam się z jego "przykleszczenia" .
  Przed godziną 15 wszyscy byli gotowi. Czekaliśmy na Michała w mieszkaniu mamy Roberta, gdzie miało odbyć się błogosławieństwo rodziców Pary Młodej.
Muszę przyznać, że trochę ciężko było uspokoić nerwy Natalii, ale udało się. Co prawda w małym stopniu, ale jednak.
  Nareszcie pojawił się Pan Młody. Podczas błogosławieństwa pojawiło się kilka łez wzruszenia.
W kościele byli już wszyscy; msza ślubna rozpoczęła się punktualnie o godzinie 15:30.
Natalię do ołtarza prowadził dumnie Robert, który zaraz do mnie dołączył. Świadkami byli najlepsi przyjaciele Pary Młodej.
  Ceremonia zaślubin była przepiękna. Podczas składania przysięgi małżeńskiej i Natalii i mi uroniło się kilka łez, które potajemnie ocierałam.
  Składanie życzeń; dojazd do hotelu, gdzie to miało odbyć się wesele; pierwszy taniec - to już wszystko minęło. Przyszedł czas na, jak to powiedział jeden z kuzynów Roberta, "rodzinną potańcówkę".
Co do rodziny mojego ukochanego, to ta część która już mnie znała przyjęła mnie z lekkim dystansem...  A przynajmniej miałam takie wrażenie. Niektóre ciotki Lewandowskiego zmierzyły mnie od góry do dołu z wyraźną wyższością w oczach. W pierwszym momencie zrobiło mi się przykro, jednak zaraz to uczucie minęło. Przecież to z Robertem jestem w związku, a nie z jego rodziną. Jeśli mnie nie akceptują - trudno, nie wszystkim można dogodzić. Ważne, aby Robert był ze mną szczęśliwy.

  - Kochanie - zaczął Robert w niedzielny wieczór, gdy byliśmy już we własnym mieszkaniu - zobacz, w środę wracamy do Dortmundu... Może odwiedzimy stare śmieci i pojedziemy jutro do Poznania?
  - Mówisz poważnie? - zapytałam z wyczuwalnym w głosie zdziwieniem. Robert pokiwał ochoczo głową.
  - Kuba dzwonił kilka dni temu do mnie, zaprosił nas.
  - Nas?
  - Wie, że do siebie wróciliśmy.
  - Mówił coś? No wiesz, skomentował jakoś nasz powrót?
  - Zdziwił się, ale nic nie powiedział. Dlaczego pytasz? - Lewy zmrużył lekko oczy - O co chodzi, Maja?
  - O nic, tak tylko pytam. - mruknęłam wymijająco - Kocham cię.
I znów dane mi było poczuć smak jego ust.

***

  No i znowu się wypalam z tą historią. :c Przepraszam Was.
Nie sprawdzałam rozdziału, jeśli są jakieś błędy - przepraszam.

Nie wiem kiedy następny rozdział się tutaj pojawi, ale zrobię wszystko by wrócić tutaj jeszcze w czerwcu :)

Buziaki! :*

sobota, 11 maja 2013

Rozdział 15.

  Bruno Mars - Marry you
"Jak powietrze,
Jak dziurę w starym swetrze,
Jak drzewo na polanie...
Po porostu kocham Cię, Kochanie."
Bolesław Leśmian "Jak dziura w starym swetrze"

  Jakież było moje zdziwienie, gdy kierowca przywiózł mnie do oddalonego od Warszawy domku. W pobliżu stało jeszcze kilka podobnych budowli.
Po wjechaniu na podwórze dostałam lekkiego stresa. Po co mój Robert mnie tu ściągnął? Czy naprawdę nie mogliśmy spędzić tego wieczoru w naszym mieszkaniu?
  Kierowca pomógł mi wysiąść z samochodu i gestem ręki nakazał iść w stronę werandy oświetlonej dwoma wiszącymi lampami. Gdy dochodziłam już do schodków z drewnianego domu wyszedł uśmiechnięty Lewandowski ubrany w idealnie dopasowany garnitur koloru czarnego.
  - Witaj, skarbie.  - słowa padły z ust mojego chłopaka. Ten mały odcinek drogi, który nas dzieliła, pokonaliśmy w bardzo szybkim czasie by złączyć swoje usta w czułym pocałunku.
  - Nareszcie. - sapnęłam zadowolona - Nawet nie wiesz, jak bardzo się dziś męczyłam. - poskarżyłam się smutnym głosem.
  - Z powodu kaca? - Robert zaśmiał się cicho i oplatając swoją rękę w okół moich bioder wprowadził mnie mnie do środka. Światło było przygaszone.
Weszliśmy do salonu, gdzie pierwszy w oczy rzucił mi się średniej wielkości stolik z nakryciami dla dwóch osób. Atmosferę dopełniały świeczki poustawiane na komodzie i stoliku oraz blask ognia padający z kominka.
  - Doskwierał mi brak twojej osoby obok... Kac w sumie też. - na moje usta wpełzł szeroki uśmiech - Z jakiej okazji ta kolacja tutaj? Nie mogliśmy zostać w mieszkaniu? - zerknęłam na ukochanego, który westchnął.
  - Słoneczko, wszystko w swoim czasie. Okazję poznasz troszkę później...
  - Ale dlaczego nie mogliśmy zjeść u nas w mieszkaniu?
  - Bądź tu romantyczny... - Lewy wywrócił teatralnie oczami - Mam swój powód. - posłał zadziorny uśmieszek, który działał na mnie jak płachta na byka.
  - Mmm.. Kotku - podeszłam do niego i zarzuciłam ręce na jego szyję - Kocham cię bardzo, bardzo mocno. - musnęłam jego wargi - i mam na ciebie wielką ochotę. - powtórzyłam pocałunek z większym zaangażowaniem.
  - Ja też cię bardzo kocham. - wyszeptał po oderwaniu się od moich ust - A co do twojej ochoty to... Bądź cierpliwa, Maju. Wszystko w swoim czasie. - zwinnie wyrwał się z mojego uścisku, chwycił moją dłoń i doprowadził do stolika. Odsunął mi krzesło, bym mogła usiąść i nalał nam wina. Sam zajął zaraz swoje miejsce - Za nas. Byśmy byli szczęśliwi już zawsze, tak jak w tej chwili. - stuknęliśmy się lekko kieliszkami. Upiłam większy łyk trunku i ponętnie oblizałam swoje wargi - Kusisz skarbie, oj kusisz...
  - To bardzo dobrze. Taki był cel mojego gestu. - odparłam zadziornie.
  - Chyba będę musiał zadzwonić do Łukasza... Niech wie, jaka z jego siostry seksowna kusicielka.
  - Myślę, że to nie będzie potrzebne. - zsunęłam z prawej stopy szpilkę i zaczęłam nią jeździć po łydce Roberta. Drgnął zaskoczony gestem i szepnął "Maja!". Ucieszona z jego reakcji z powrotem założyłam buta.
Siedzieliśmy chwilę w ciszy, gdy nagle do salonu wszedł mężczyzna w garniturze. Przywitał się ze mną skinieniem głowy i zapytał się Lewego, czy już podać kolację. Dosłownie po minucie przed nami stały dwa talerze z daniem.
  - Mam nadzieję, że się nie obrazisz za to, że nie jesteśmy tu do końca sami? Oni zaraz sobie pójdą. Smacznego, Maju. - siedziałam zaskoczona jeszcze przez chwilę. Napiłam się wina i dopiero mogłam się wziąć za posiłek.
  Boże, co ten facet wymyślił?

  Po zjedzonej kolacji wyszliśmy do ogródka. Robert poprowadził mnie w stronę huśtawki. Usiedliśmy przytuleni do siebie podziwiając zachodzące słońce. Widok był przepiękny.
  - Kiedy wracamy do Warszawy? - zapytałam cicho.
  - Nie podoba ci się tu? - lekko drgnął.
  - Nie, jest pięknie.. Tylko się pytam. Tak po prostu.
 - Pomyślałem, że może zostalibyśmy tutaj jeszcze dwa dni? Odpoczęlibyśmy od tego zgiełku miasta.. hm? Co myślisz?
  - Z wielką chęcią bym tu została, ale nie mam nic za zmianę.
  - Maju, wszystko przewidziałem. - uśmiechnął się i pocałował mnie w skroń
  - Kocham cię. - wyszeptałam bardziej się w niego wtulając. Po kilku minutach wstaliśmy a Lewy zaprowadził mnie nad małe oczko wodne. Weszliśmy na mostek. Oparłam się o barierki ponownie przypatrując się zachodzącemu słońcu. Robert ustał za mną i oplótł ręce wokół moich bioder, odgarnął moje włosy na bok i lekko musnął kark.
  - Skarbie, możesz na mnie spojrzeć? - zapytał robiąc krok w tył. Zdziwiona wykonałam jego prośbę. W tym samym momencie z domu wyłonił się mężczyzna ze skrzypcami w ręku. Ustał jakiś kawałek dalej od nas i zaczął grać. Moje zdziwienie sięgnęło zenitu!
  - Robert, co ten facet robi? - zapytałam, jednak odpowiedzi nie otrzymałam. Mój ukochany wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki małe, czerwone pudełeczko. Uklęknął przede mną i zaczął:
  - Układałem przemowę od jakiegoś czasu... - zrobił chwilę przerwy - Chcę ci po prostu powiedzieć, że bardzo cię kocham. Przeszliśmy już dużo... Nasz związek miał swoje ciężkie kryzysy, jednak przetrwaliśmy, kochanie. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Nie chcę, żeby coś znowu stanęło pomiędzy nami. Czuję... wiem, że już wszystko będzie dobrze. Maju, uczynisz ze mnie najszczęśliwszego człowieka na Ziemi? Zostaniesz moją żoną? - spojrzałam zaszokowana w jego oczy. Odczytałam z nich niepewność, ale też miłość.
  Pokiwałam ledwo widzialnie głową, by po chwili potwierdzić to zachrypniętym "tak". Robert wsunął na mój prawy, serdeczny palec pierścionek, szybko wstał i mnie pocałował. Krótko, ale bardzo namiętnie. Przytuliłam się do niego z całej siły i rozpłakałam się na dobre.
  - Majeczko, dlaczego płaczesz? - w jego głosie można było wyczuć nutę smutku.
  - To z radości. Jestem jedną z najszczęśliwszych kobietą na świecie, Robert. - zaczęliśmy się całować coraz bardziej zachłannie, gdy nagle... - Kocie, możesz jakoś spławić tego grajka i kelnera?
  - Idź do sypialni, drugie drzwi po lewej na górze, a ja zaraz do ciebie przyjdę. - pocałował mnie szybko i poszedł w stronę tego od skrzypiec.
  Na mojego... narzeczonego nie musiałam długo czekać.
  Mieliśmy dla siebie całą długą noc...
  Byliśmy tylko ja i on... Byliśmy tylko my.

***
  Nie podoba mi się. Z tego rozdziału chce mi się po prostu śmiać.
 Chciałabym napisać, że zbliżamy się do końca (no bo w sumie, to zbliżamy), ale mam napisane rozdziały do 17, a dalej... trochę ciężko :/

Jestem też tam:
SIATKARSKA OPOWIESC
ONE STORY OF ONE LIFE

EDIT:
Właśnie sprawdzałam co z 17 rozdziałem, i nie jest nawet skończony...

sobota, 27 kwietnia 2013

Rozdział 14.

  Jason Mraz - Beautiful mess

                 Maju!
  Dziś o 18 pod dom podjedzie samochód. Wsiądź do niego, kierowca będzie wszystko wiedział.
  Ubranie masz przygotowane w szafie.
                                               Bardzo Cię kocham, Robert.

 
Karteczka z taką treścią leżała na szafce nocnej po mojej stronie łóżka. Sprawdziłam godzinę na telefonie: 12:37.
Powoli wstałam z łóżka, wyciągnęłam z szafy dres i szybko go ubrałam. W kuchni zrobiłam sobie śniadanie, które bardzo powoli spożyłam.
Nie miałam na nic siły. Strasznie huczało mi w głowie. Spowodowane było to tym, że poprzedniej nocy odbył się wieczór panieński Natalii. Poszło kilka kolejek wódki za zdrowie przyszłej panny młodej, czego skutkiem było moje dzisiejsze samopoczucie.
  Gdy wszystko sprzątnęłam w kuchni, zegar wskazywał godzinę 13:20 z kilkoma minutami.
Udałam się do salonu, dosłownie wlekąc za sobą nogi. Nie chciało mi się ich nawet podnosić, a Robert wymyślił jeszcze jakieś spotkanie. Jakbyśmy nie mogli posiedzieć w domu!
Położyłam się na kanapie, przykrywając głowę poduszką. Chciałam jeszcze chwilę pospać, ale i tak wiedziałam, że to mi się nie uda. Spędziłam w salonie jakieś 15 minut w ogóle nie zmieniając pozycji. Było mi dobrze: cisza, spokój. Zero walenia w drzwi, głosów, kroków... Był to dla mnie raj. Nie trwał on jednak długo. Jak za złość rozdzwonił się mój telefon, który znajdował się w sypialni. Nie wstałam po niego od razu. Nie dzwonił on raz czy dwa... Naliczyłam sześć razy! Zlitowałam się wreszcie nad sobą i powędrowałam po przedmiot. Dobijającą się do mnie osobą okazała się moja rodzicielka. Natychmiastowo do niej oddzwoniłam.
  - To bardzo miłe, że się raczyłaś odezwać. - powitała mnie z wyraźnym wyrzutem w głosie.
  - Przepraszam... Natalia miała wczoraj panieński i teraz trochę cierpię. - mruknęłam zachrypniętym głosem.
  - Oj córcia, córcia... Kiedy ty zmądrzejesz?
  - Jak będę miała męża, gromadę dzieci, wnuki i psa? - zapytałam retorycznie. Mama tylko westchnęła.
  - Mogłabyś nas z Robertem odwiedzić dopóki jesteście w Polsce. Później znowu wyjedziesz i kiedy się zobaczymy? Na cmentarzu 1 listopada?
  - Mamo... Pogadam z Robertem o tym. Może uda nam się wyrwać chociaż na dwa dni jeszcze przed ślubem Nati. A jak nie, to przed samym wyjazdem wpadniemy na kilka dni.
  - Mam nadzieję! Będziemy mogły chociaż pogadać. Dawno nie było okazji. Zaniedbujesz nas najbardziej z całego rodzeństwa. A jesteś jedyną córką.
  - Jeszcze raz przepraszam... Muszę kończyć. Robert wymyślił jakąś kolację dziś. Muszę się przyszykować. Bardzo was kocham. Ucałuj tatę ode mnie koniecznie. - uśmiechnęłam się lekko pod nosem.
  - Oczywiście, Majeczko. My też cię kochamy. Pozdrów Roberta od nas, do zobaczenia. - nie zdążyłam nic odpowiedzieć, ponieważ moja rodzicielka się rozłączyła.
Westchnęłam odkładając telefon na szafkę nocną i położyłam się na łóżku. Do ręki wzięłam kartkę od Roberta i jeszcze raz przeczytałam tekst na niej zamieszczony.
Poleżałam tak do 14:10. Postanowiłam, że zrobię jakiś szybki obiad, jednak gdy weszłam do kuchni i usiadłam przy stole stwierdziłam, że jak zamówię pizze, to też będzie dobrze.
Po niecałej godzinie zajadałam się w ciszy przysmakiem. Atmosferę, która panowała wokół mnie samej przerwał po raz kolejny dzisiejszego dnia mój telefon. Tym razem dzwonił Robert:
  - Cześć, kochanie. Upewniam się, że już wstałaś. Jak mija ci dzień?
  - Nudno. - odpowiedziałam po przełknięciu - Jem pizze, bo nie chciało mi się nic gotować. Gdzie jesteś?
  - Dowiesz się w swoim czasie. - dam sobie rękę uciąć, że się teraz uśmiechnął.
  - Robciu... - przerwałam chwilę ciszy między nami - Bardzo tęsknię.
  - Zobaczymy się za trzy godziny, skarbie.
  - Chciałabym cię teraz pocałować. Nie możesz przyjechać? Gdzie jesteś? - powtórzyłam pytanie.
  - Bardzo cię kocham. Bądź gotowa punktualnie, zobaczymy się po 18. Wtedy będziesz mogła mnie całować. - zachichotałam cicho na jego słowa.
  - Też cię bardzo, ale to bardzo kocham. Do zobaczenia. - uśmiechnęłam się pod nosem i nie czekając na nic się rozłączyłam. Zjadłam jeszcze dwa kawałki pizzy i udałam się do łazienki, w celu przygotowania się na dzisiejszy wieczór.

  Przejechałam szminką po ustach i uważnie przejrzałam się w lustrze. Końcowy efekt przypadł mi do gustu: tradycyjna mała czarna z delikatnymi dodatkami w postaci biżuterii, szpilki o kolorze nude i kopertówka do kompletu.
Spokoju nie dawała mi myśl, gdzie Robert chce się dziś ze mną spotkać. I w jakim celu? Tego, niestety, dowiem się dopiero za jakieś 30 minut. Do przyjazdu 'tajemniczego' samochodu miałam jeszcze chwilę czasu. Postanowiłam go wykorzystać na telefon do Natki.
  - Co jest, bratowo kochana? - po dwóch sygnałach usłyszałam jej wesoły głos.
  - Kochaną rozumiem, ale bratowa? - zawtórowałam jej tonem głosu.
  - A gdzie ty jesteś? - zapytała jakby zdezorientowana.
  - W domu. Zaraz jadę na tajemniczą kolację. - odpowiedziałam słysząc w tym samym czasie westchnięcie ulgi ze strony niedługo pani Małeckiej.
  - Kolacja? Jaka kolacja? Czy ja o czymś nie wiem? - zapytała zdziwionym tonem.
  - Robert ci nie mówił? Zaprosił mnie na kolację. O 18 ma przyjechać pod mieszkanie samochód, który ma mnie tam zabrać.
  - Nic mi nie mówił. Wiesz, ja... Muszę kończyć. Miłej zabawy, buziaki! - rozłączyła się prędzej, niż odebrała. Dlaczego mam wrażenie, że Natalia kręciła?
  Pokręciłam głową i spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie w kuchni. Wskazówki wskazywały na 18, więc zgarnęłam torebkę, zamknęłam mieszkanie i wyszłam przed blok. Moim oczom ukazał się ciemny samochód, o który opierał się mężczyzna ubrany w idealnie dopasowany garnitur. Zauważając mnie wyprostował się poprawiając marynarkę. Podszedł do mnie równym krokiem:
  - Panna Piszczek? - zapytał. Skinęłam głową potwierdzając informację. Gestem ręki "zaprosił" mnie do samochodu otwierając tylne drzwi.
  Jedyna myśl w głowie to: co ten Robert znów wymyślił, do cholery?

***

  Kto też teraz pisał testy? Jak Wam poszły? :) Ja jestem załamana matematyką i rozszerzony angielski też nie najlepiej. :c

niedziela, 7 kwietnia 2013

"Fleur od siebie" - informacja numer dwa :)

                           CZEŚĆ WSZYSTKIM :)


  Kolejny post, o którym nie powiadamiam przez GG (info pojawiło się tylko na moim twitterze) Krótko, zwięźle i na temat: zbliżają się testy gimnazjalne, wypadałoby się trochę przyłożyć do nich. Na blogu nowy rozdział pojawi się dopiero w dniach 26-28.4. Mam nadzieję, że ktoś wytrzyma i ze mną pozostanie :)
  Na przełomie kwietnia z majem planuję wystartować z nowym projektem, tym razem siatkarskim :)
Może jeszcze coś wyskrobię o piłkarskiej tematyce? Chciałabym, jednak zobaczymy jak to się potoczy. I najważniejsze: czy ktoś będzie chciał to czytać? :)



A oto jedyna rzecz związana z opowiadaniem na konkurs, jaką (mam nadzieję) mogę opublikować :D


  3majcie się! Do napisania.

niedziela, 24 marca 2013

Rozdział 13.

  Jason Mraz - Prettiest friend

  Czas leciał nieubłaganie szybko. Dopiero co świętowałam z najbliższymi początek 2011 roku, a już zaczął się lipiec. Korzystając z tego, że Robert ma trochę wolnego postanowiliśmy odwiedzić jego mamę, która mieszka w stolicy Polski a też pojawić się na ślubie i weselu jego siostry, Natalii.
Kupiliśmy z Robertem średniej wielkości mieszkanie w Warszawie. Powoli do mojej głowy dochodziła myśl, że już będzie dobrze. Bo co miało nam jeszcze stanąć na drodze?
  Temat Laurenta został już zamknięty na zawsze, a przynajmniej mam taką nadzieję. Koscielny dał sobie spokój po rozmowie, która się odbyła gdy odwiedziłam Wojtka w Londynie. Szczęsny przemówił mu do rozumu.
  Ewa urodziła śliczną i zdrową córeczkę. Łukasz oszalał ze szczęścia, a Kuba nie był oczywiście gorszy! Również doczekał się swojej pierworodnej.
  Usłyszałam dzwonek do drzwi. Zostawiając krokiety smażące się właśnie na patelni pobiegłam w stronę drzwi, będąc pewna iż to Robert do nich się dobija. Moja intuicja jednak mnie zawiodła (swoją drogą nie pierwszy i nie ostatni raz). Osobą, która natarczywie dzwoniła dzwonkiem okazała się siostra mojego ukochanego.
  - Mogę wiedzieć, dlaczego jesteś jeszcze w rozsypce? - zapytała na początek, wskazując na dresy, w które byłam przyodziana.
  - A jak mam chodzić po domu? - zdziwiłam się - W sukience i szpilkach? - parsknęłam śmiechem ponownie stając nad kuchenką.
  - Miałyśmy iść dziś na ostatnią przymiarkę mojej sukni. - mruknęła siadając.
  - Cholera! Na śmierć zapomniałam. Robertowi się rano zamarzyły krokiety, zajęłam się nimi i całkiem wyleciało mi z głowy... - spojrzałam na nią przepraszająco.
  - Okej, okej... Mamy jeszcze trzy godziny do zamknięcia sklepu... Leć się ogarnąć, ja tego dopilnuję. Zresztą Robcio powinien niedługo wrócić. Ma dwie ręce, więc sobie poradzi. - jak na zawołanie Lewy wkroczył przez próg mieszkania i od razu skierował się do kuchni.
  - Nati? Co tu robisz? - zapytał zdziwiony witając się z siostrą pocałunkiem w policzek i zaraz pojawił się obok mnie oplatając ręką w pasie.
  - Ładnie mnie witasz, nie ma co. - mruknęła - Przyszłam po moją bratową, bo umówiłyśmy się, że pójdzie ze mną na przymiarkę, ale ty dałeś jej robotę i zapomniała o mnie...
  - Już to zostawiam i idę się szykować. - wtrąciłam - Poradzisz sobie, kochanie.
  - To nie było pytanie, prawda? - Robert zapytał  z komiczną miną, a ja nic nie odpowiedziałam. Pocałowałam go krótko w usta, wyminęłam i udałam się do łazienki, po drodze zabierając świeże ubranie z sypialni.
  Po półtorej godzinie byłyśmy już na miejscu. Siedziałam na fotelu w salonie mody ślubnej i przeglądałam katalogi.
  - Wychodzę! - zakomunikowała Natalia - I jak? - podniosłam oczy znad katalogu i zaniemówiłam. Siostra Roberta wyglądała przepięknie! - Nie sądzisz, że jest troszkę...
  - Nie wymyślaj. - przerwałam jej wstając - Jest piękna. Wprost idealna dla ciebie. Michał nie będzie wiedział, gdzie podziać oczy, gdy cię zobaczy. - uśmiechnęłam się i ją przytuliłam - Nawet nie wiesz, jak ci zazdroszczę. - obróciłam ją w stronę lustra stając za nią. Uśmiechnęła się.
  - Niedługo ty będziesz na moim miejscu.
  - Byłoby miło. - mruknęłam pod nosem.
  - Uśmiechnij się, skarbie. - Nati mnie objęła ramieniem i stałyśmy w takiej pozycji dość długo przed wielkim lustrem - Wspomnisz moje słowa, gdy będziemy wybierać białą suknię dla ciebie. Nim się obejrzysz będziesz siedziała z dziećmi w domu i czekała na mojego brata.
  - Już na niego czekam, tylko bez dzieci. - fuknęłam, jednak po chwili obie cicho chichotałyśmy.

***

  Witajcie! :) Chyba dużo się nie pomylę, jeśli okrzyknę ten rozdział jednym z najkrótszych na tym blogu?
Naprawdę chciałam akcję z Laurentem wyostrzyć, ale mi się nie udało :c grrr!

PS. Kocham tą piosenkę, którą zamieściłam tam, na górze. :)

PYTANIA? ask.fm/CiaoBejbe

EDIT 25.3.2013: Moje opowiadanie o Olimpiadzie z perspektywy K. Ignaczaka idzie dalej! :) Ze szkoły mogą zostać wysłane tylko dwa, a chętnych było więcej (bodajże 6). Jestem naprawdę zadowolona, a opowiadanie także mi się podoba (chyba jako jedyne). Niestety nie będę mogła tego nigdzie opublikować - regulamin konkursu zabrania. :c

sobota, 16 marca 2013

Rozdział 12.

  B.o.B ft. Bruno Mars - Nothing on you

  Do pierwszego lutego pozostało 16 dni.
  Stałam przed lustrem w pokoju i... No właśnie, i nic. Ciągle mam pewnego rodzaju mętlik w głowie.
Kocham Roberta, tego jestem pewna w stu procentach, ale nadal nie wiem co zrobić z fantem o nazwie "Laurent K.". Powiedzieć Lewandowskiemu o pamiętnym telefonie czy może zostawić to w tajemnicy? Obydwie opcje mają swoje wady i zalety, jednak muszę wybrać mniejsze zło.
  Z zamysłu wyrwało mnie pukanie do drzwi i nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć do pokoju wpadł uśmiechnięty Robert. W jednym momencie wszystkie zmartwienia wyleciały mi z głowy. Na twarzy pojawił się jak najbardziej szczery uśmiech. Odwróciłam się w jego stronę i czym prędzej pokonałam małą przestrzeń dzielącą nas, by złożyć na jego policzku krótki pocałunek.
  - Mmm.. Jak miło mnie pani wita. - wymruczał mi do ucha obejmując w pasie - Jednak wolał bym w usta.
  - Pamiętam o naszej umowie, proszę pana. - wyswobodziłam się z uścisku - Z niczym się nie spieszymy.
  - Ach, ja też o tym pamiętam, tylko jestem strasznie niecierpliwy. - westchnął teatralnie i rozłożył się na moim łóżku, robiąc miejsce obok siebie. Szybko znalazłam się obok niego, kładąc głowę na jego torsie. Lewy od razu zaczął bawić się kosmykiem moich włosów. Mimowolnie na moje usta wdarł się uśmiech, a do moich nozdrzy dotarł przyjemny zapach perfum Roberta.
  - Mógłbym tak całą wieczność... Aby tylko z tobą. - oznajmił.
  - Hej, hej, przyjacielu! - podniosłam się patrząc uważnie na jego twarz -  Skąd te deklaracje? Przed chwilą mówiłeś, że pamiętasz o umowie. Wszystko...
  - ... w swoim czasie. Jak mam o tym zapomnieć, jak mi za każdym razem o tym przypominasz? - spojrzał na mnie lekko mrużąc oczy - A deklaracja prosto z serca. - zwinnie położył mnie ponownie na swoim torsie, znowu zaczynając bawić się moimi włosami - Doskonale wiesz, że cię kocham. - pochylił się lekko nade mną i pocałował mnie w skroń.
  - Nic nie ułatwiasz. - westchnęłam zamykając oczy.
  - W życiu nic nie jest łatwe, Maju. Musimy się z tym pogodzić. - po tych słowach nastała między nami cisza. Usiadłam na nim okrakiem i odezwałam się:
  - Powiem ci coś, tylko się nie denerwuj, dobrze?
  - Nie lubię, gdy tak zaczynasz... - spojrzał na mnie niepewnym wzrokiem.
  - Zadzwonił do mnie Laurent, jak jeszcze byłam u rodziców. - poczułam jak jego mięśnie się napięły - Spokojnie... Była ta sama gadka: dlaczego go zostawiłam, bla, bla, bla... Po prostu chciałam ci to powiedzieć. Nie chcę ukrywać takich rzeczy przed tobą, rozumiesz? Nie musisz się denerwować.
  - Nie denerwuje się. - odparł po chwili.
  - A twoje mięśnie same się napinają.. - rzuciłam sarkazmem - Oj Robciu, Robciu... Kochany jesteś. I strasznie seksowy, gdy się denerwujesz i jesteś zazdrosny zarazem. - zachichotałam w jego ramię.
  - Nie jestem zazdrosny. - mruknął obrażonym tonem. Spojrzałam w jego oczy - No może troszkę... - zaśmiał się a ja zaraz za nim mu wtórowałam.

  Leżymy tak już prawię godzinę. Jakieś dziesięć minut temu Robert najnormalniej w świecie zasnął. Nie mam mu tego za złe, bo wiem, że jest zmęczony. Wstał wcześnie rano, a przyszedł tu od razu po treningu. Nie miał chwili, aby odpocząć.
Niemalże idealną ciszę przerwało pukanie do drzwi. Mruknęłam ciche "proszę" delikatnie siadając na łóżku. Do sypialni wszedł Łukasz:
  - Idziemy do Kuby i Agaty. Zostajecie czy dotrzymacie nam towarzystwa? - zapytał dość doniosłym głosem, jednak gdy zobaczył śpiącego Roberta gestem ręki przeprosił - Nie musisz odpowiadać. Wrócimy około 19. - dodał znacznie ciszej i opuścił pokój. Spojrzałam z niepokojem na Roberta, jednak ten dalej spokojnie spał.
  Wróciłam do poprzedniej pozycji. Poleżałam spokojnie ponad 15 minut, by z grymasem niezadowolenia opuścić sypialnię. Mój żołądek dał znać, że domaga się czegoś do zjedzenia.
Westchnęłam cicho otwierając lodówkę. Wyjęłam wszystkie potrzebne produkty do zrobienia kanapek, wstawiając zaraz wodę na herbatę.
Stojąc przy stole nagle poczułam ręce wokół moich bioder.
  - Obudziłam cię? Przepraszam, nie chciałam. - wychrypałam cicho.
  - Nie obudziłaś, sam się obudziłem. - przycisnął mnie bardziej do siebie.
  - Robert, nie pomagasz. - na moich ustach pojawił się uśmiech - Siadaj, na pewno jesteś głodny. - uwolniłam się z uścisku i zalałam dwa kubki zagotowaną wodą, które zaraz postawiłam na stole. Wyjęłam odpowiednią ilość talerzy, jeden dając Lewandowskiemu.
Usiadłam na przeciw niego i badałam oczami każdy ruch, który wykonywał.
  - Kocham cię. Nie spodziewałam się, że można tak kogoś kochać po tylu latach. - słowa same pocisnęły się na moje usta. Kęs kanapki ustał w gardle Lewego, przez co zaczął się dusić. Szybko podeszłam do niego, by klepnąć go w plecy. - Aż takie straszne słowa powiedziałam, że zacząłeś się dusić? - zapytałam z lekkim uśmiechem. Prawie niewidocznym.
  - Zdziwiły mnie trochę twoje słowa. Przeważnie to ja ci wyznawałem miłość, byś ty mogła mnie zbywać jakimiś słowami. Przynajmniej tak było w ostatnim czasie. - spojrzał na mnie.
  - Może to czas, aby stanąć przed faktem dokonanym? Nie uciekać przed tym, co czuję? - wzruszyłam ramionami, a Robert zwinnie posadził mnie na swoich kolanach.
  - To co, mogę cię wreszcie pocałować, jak kobietę, którą kocham? - zapytał z radosnymi iskierkami w oczach.
  - Nie, - powiedziałam poważnie - bo ja pocałuję cię pierwsza. - dodałam szybko z uśmiechem i wpiłam się w jego usta z wielką namiętnością i przede wszystkim z miłością.

***

  Jestem. Przyznam, że trochę się cieszę :)
Małe info: mam napisane dwie historie + dwie zaczęte na siatkarską opowieść. Byłby ktoś chętny?

sobota, 2 marca 2013

Krótkie, ale ważne - informacja od Fleur :)

  Cześć wszystkim!
Nie przedłużając, zacznę od razu: przepraszam, za moją długą nie obecność.
Najpierw byłam chora, przez ferie miałam trochę badań lekarskich i lenia. :c Obiecałam sobie, że zaraz po feriach dodam, ale pojawiło się coś jeszcze, a mianowicie startuję w konkursie... Mam małe "urwanie głowy", ponieważ muszę napisać opowiadanie na ten konkurs. Temat łatwy, ale jednak trudny - olimpijski. Szczegółów nie chcę zdradzać... tak żeby nie zapeszyć :P Jak mi pójdzie z pewnością gdzieś wspomnę. Prace wstępną mam napisać do 15.03. więc chcę się teraz przede wszystkim temu poświęcić.
Nie martwcie się (o ile ktoś w ogóle), żyję i mam się dobrze! :)
  O tym wpisie nie powiadamiam - jeśli ktoś wejdzie to zobaczy, jak nie to nie.
Nowy rozdział pojawi się jak najszybciej tylko będę mogła. Jeśli ktoś tu jeszcze na mnie czeka, w ciągu tygodnia, maksymalnie dwóch, doczeka się rozwoju mojej historii...

Trzymajcie się cieplutko! Buziaki :*

EDIT 12.03.2013: Wczoraj skończyłam pisać konkursowe opowiadanie, a dziś je wysłałam do mojej polonistki :) W ciągli najbliższych dni coś tu się pojawi.

wtorek, 29 stycznia 2013

Rozdział 11.

  Colbie Caillat - Begin Again

  Ogarnęło mnie poczucie bezpieczeństwa. Od prawie tygodnia jestem pogodzona z Robertem, jednak tym razem nie mamy zamiaru się śpieszyć.
Będę jeszcze w Polsce przez najbliższe dwa dni, zaś Lewy, Błaszczykowscy i mój brat z Ewą są już w Dortmundzie. Mam tam też na oku pewne lokum. Mieszkanie z przytulną i skromną sypialnią, kuchnią, salonem i łazienką na początek mi w zupełności wystarczy.
  Nadszedł wreszcie czas, aby odciąć się od przeszłości grubą krechą. Teraz niech liczy się tylko teraźniejszość, z małym względem na przyszłość. Na moim koncie widnieje pokaźna sumka, więc zanim rozpocznę ponownie studia poradzę sobie finansowo. Później będę szukać jakiegoś stażu, jako psycholog.
  Ledwo weszłam do domu, a rozdzwonił się mój telefon. Nie patrząc na to, kto dzwoni odebrałam:
  - To nie było miłe, gdy nie odbierałaś. - taki początek troszkę mnie zaszokował, gdy po chwili rozpoznałam głos.
  - Laurent...
  - Brawo! Jestem z ciebie dumny. Nawet się nie pożegnałaś. Mogę wiedzieć dlaczego?
  - Musiałam natychmiastowo wyjechać.
  - Gdzie?
  - A to chyba już nie twoja sprawa? - wypaliłam z małym jadem w głosie.
  - Nie odbierałaś przez kilka miesięcy. Wojtek kryje cię bardzo dobrze, ale i tak cię znajdę.
  - Czego ty ode mnie chcesz?
  - Od ciebie nic. Ja chcę po prostu ciebie. Kocham cię. To głupie, co? Zakochałem się w kobiecie, z którą miał łączyć mnie jedynie seks. - roześmiał się w głos.
  - Laurent, ty jesteś pijany! Gdy wytrzeźwiejesz, to pogadamy. Cześć. - rozłączyłam się czym prędzej. Serce biło mi trochę szybciej. Zamknęłam oczy i wzięłam kilka głębszych wdechów.
  - Coś się stało córciu?
  - Wszystko dobrze, tatuś. Pójdę do siebie, zacznę się pakować. - wysiliłam się na uśmiech i czym prędzej wyminęłam tatę.
  - W co ja się wpakowałam? - mruknęłam pod nosem, gdy zamknęłam za sobą drzwi sypialni.
Jak na zawołanie dostałam sms'a. Nadawcą był Wojtek: Dzwonił do mnie Koscielny. Chwalił się, że odebrałaś od niego telefon. Wszystko ok? Jak się czujesz? Westchnęłam i przeczytałam raz jeszcze wiadomość, po czym zabrałam się za odpisanie: Jest w porządku. Za dwa dni lecę do Dortmundu. Tam ułożę sobie życie. Mam nadzieję, że z Robertem.
W odpowiedzi dostałam krótkiego sms-a: Włącz skype'a, to pogadamy.
Prośbę Szczęsnego spełniłam niemal natychmiastowo. Po niecałych pięciu minutach odebrałam "internetowy telefon" od bramkarza Kanonierów.
  - Powiedział, że mnie kocha. Co ja mam zrobić?
  - Sam nie wiem. Nigdy nie byłem w sytuacji, która jakkolwiek mogłaby przypominać twoją... - mrukną zrezygnowanym głosem i przejechał dłonią po twarzy.
  - Stało się coś? - w odpowiedzi zaprzeczył głową - Przecież widzę. Coś jest nie tak! Sandra? - po jego minie stwierdziłam, że trafiłam w same sedno - Mów.  I  nawet nie próbuj zaprzeczać.
  - Jest mi trochę ciężko. Brakuje mi jej. Niby rozmawiamy, dzwonimy do siebie, ale to nie to samo.
  - A ma być tak samo, gdy byliście razem? Wojtek, rozstaliście się. Po czymś takim nigdy nie będzie tak samo.
  - Ty z Lewym też się rozstaliście, i co? Po tym incydencie próbujecie już drugi raz!
  - Kto powiedział, że nam się uda? Kocham go, ale to nic nie zmienia. Aby być w związku i żeby ten związek był udany potrzebne jest zaufanie. A ja jeszcze sama do końca nie wiem, czy mu ufam... Czy on mi ufa. Sam wiesz, jak to między mną a Robertem było.
  - Było, minęło. Kochacie się, a to jest moim zdaniem priorytet udanego związku.
  - Teoretycznie masz rację, w praktyce nie zawsze się to jednak sprawdza. - zapadła między nami chwila ciszy, którą przerwał telefon Wojtka.
  - Przepraszam, ale to mama. Jak dam radę, to odezwę się wieczorem? Lub jutro? Jak ci pasuje.
  - Lepiej jutro. Pozdrów mamę. - posłałam mu buziaka i nacisnęłam czerwoną słuchawkę widoczną na ekranie komputera.
  Podsumowując moją rozmowę ze Szczęsnym, to ani on mi, ani ja jemu nie pomogłam. Ale i tak go kocham. Nawet bardzo.

***
Flaki z olejem.

Męczę się.
  Dwa tygodnie do ferii, więc w szkole praca na pełnych obrotach. Na   szczęście wszystko mam już pozaliczanie, więc mogę trochę odsapnąć.

długie historie nie są dla mnie.

sobota, 12 stycznia 2013

Rozdział 10.

  Jason Mraz - I won't give up

  Dziś sylwester. Rok 2010 odejdzie, by ustąpić miejsce nowemu, ale czy lepszemu rokowi? Jak zawsze w takim dniu ogarniał mnie lekki strach przed tym, co miało mieć miejsce w nadchodzącym czasie.
Siedziałam w wannie i nadal zastanawiałam się nad słowami Roberta. Za cholerę nie mogłam zrozumieć, dlaczego to powiedział. Postanowiłam jednak na razie się tym nie przejmować. Porozmawiam z nim jeszcze o tym, ale teraz muszę się zrelaksować.
  Po jakiś pięćdziesięciu minutach stałam przed lustrem owinięta w ręcznik. Mój wygląd zewnętrzny tego nie okazywał, ale w środku jestem nadal nastolatką, która nie ma pojęcia o życiu. Gdyby tak nie było, może byłabym teraz z Robertem w związku? Może nie poznałabym Laurenta? Gdyby nie moje lekkomyślne postępowanie, podczas mieszkania w Poznaniu nie musiałabym "uciekać" do Londynu? Tak wiele pytań, a tak mało odpowiedzi i czasu, aby uzyskać jakieś sensowne wytłumaczenie.
Westchnęłam i przetarłam ręką lustro, które ponownie zaparowało.
Z łazienki wyszłam dokładnie o godzinie 16. Pod drzwiami stał nieźle wkurzony Darek.
  - Dłużej się nie dało? - syknął strzelając piorunami w moją stronę. Uśmiechnęłam się kpiąco. Jak ja kocham go denerwować!
  - Dało. Jeśli chcesz, mogę wrócić. - zaczęłam robić małe kroczki w tył, gdy Dudka przytrzymał mnie za łokieć, zsuwając lekko z ramienia skąpy szlafrok, który miałam na sobie. Dopiero wtedy zmierzył mnie wzrokiem po całym ciele. Chyba ciśnienie mu podskoczyło, bo zrobił się lekko czerwony. Zaśmiałam się w duchu. Jak łatwo faceta owinąć sobie wokół palca. Wyrwałam lekko swoją rękę z uścisku Darka i skierowałam się wprost do pokoju, w którym aktualnie sypiam.

  - Jasna cholera! - warknęłam trochę głośniej zdenerwowana. Stoję od kilku minut przed lustrem w pokoju i za nic w świecie nie mogę zapiąć sukienki. Drzwi zaraz się otworzyły, a ja będąc pewna, że to któraś z dziewczyn nawet się nie odwróciłam.
  - Poczekaj, pomogę ci. - zanim to usłyszałam, pojawiło się parsknięcie śmiechem. Robert ustał za mną i sprawnie przesunął zamek wzdłuż moich pleców. Położył obie ręce na moich ramionach. Momentalnie zrobiło mi się gorąco - Pięknie wyglądasz. - wyszeptał - Szkoda, że to musi tak wyglądać... I nie mam tu na myśli twojego wyglądu, tylko... - nie zdążył dokończyć, bo do pokoju wleciał Piszczu.
  - O, przepraszam... - mruknął zmieszany i zdziwiony - Maja, Ewa prosi, abyś do niej przyszła, gdy będziesz mogła. - powiedział i wyszedł szybciej, niż wszedł... Choć nie wiem, czy to możliwe.
Westchnęłam i odsunęłam się od Lewandowskiego.
  - To ja pójdę... - mruknęłam jakby do siebie zakładając na nogi beżowe czółenka na platformie. Zostawiłam Roberta samego w pokoju i udałam się do bratowej - Coś się stało? - zapytałam wchodząc do sypialni Piszczków.
  - Siadaj. - poklepała obok siebie miejsce na łóżku - Chodzi o ciebie, Roberta i Wojtka... - zaczęła.
  - A co my razem mamy wspólnego? - zapytałam tym samym jej przerywając. Skarciła mnie tylko wzrokiem.
  - Robert przyszedł dziś do mnie i zapytał się, czy jesteś szczęśliwa będąc z Wojtkiem w związku. Wyobraź sobie moje zdziwienie! - spojrzała na mnie - Nigdy nic nie mówiłaś, że łączyło bądź łączy cię coś ze Szczęsnym.
  - Bo nie łączy! - oznajmiłam, gdy wszystko poukładałam sobie w głowie - Prócz przyjaźni. - to o to chodziło Robertowi. Przez to, że zobaczył nas trzymających się za rękę, myślał, że ja i Wojtek...
  - Wytłumacz mu to, bo jak sobie wbije do łba, że nie ma u ciebie już ani krzty szans, to...
  - Będzie za późno. - dokończyłam za nią - Ale nie teraz. Później. Pogadam z nim jeszcze dzisiaj. Chcę wyjaśnić to z nim, zanim ten rok się skończy. - zrobiłam chwilę przerwy - Idziemy, bo jeszcze zostaniemy same. - mruknęłam i czym prędzej wyszłam.
  Tego sylwestra mieliśmy spędzić w pobliskim klubie, gdzie wynajęliśmy dziesięcioosobową lożę.

  Zabawa była przednia. Alkoholu było pod dostatkiem... A przynajmniej w przypadku moim, Wojtka i Darka. Ewa i Agata ze względu na swój stan piją sok, a Asia sączy powoli drugiego drinka tej nocy. Wasyl, Robert, Łukasz i Kuba piją, ale w znacznie mniejszych ilościach.
Tańczyłam właśnie z Wojtkiem, gdy zauważyliśmy Roberta wychodzącego na taras.
  - Idź do niego. Pogadajcie. - popchnął mnie lekko w odpowiednim kierunku. Odwróciłam się jeszcze w stronę Ewy, która spojrzeniem mówiła to samo, co mój przyjaciel. Bez większego zastanawiania się (i chwiania) poszłam do celu.
  - Dlaczego uważasz, że jestem z Wojtkiem? - zapytałam Roberta, który stał na klubowym tarasie opierając się o barierkę - Do cholery, Robert!
  - A nie jest tak? - zapytał patrząc na mnie uważnie. Odpowiedziałam mu zaprzeczeniem głowy. On od razu się wyprostował.
  - Wojtek to mój przyjaciel, zresztą tak jak i twój. Wyciągasz pochopne wnioski. - wciągnęłam powietrze - Masz wielkie pole do popisu. - mruknęłam przygryzając wargę. Przejechał dłonią po moim policzku, nachylił się nade mną i pocałował.

***

  Przede wszystkim: PRZEPRASZAM.
Nie mam dla siebie jakiegokolwiek usprawiedliwienia :/ prócz tego, że leżę teraz w łóżku, z katarem... i ledwo mówię (zapalenie gardła). Nic mi się nie chce, a gdy pomyślę o poniedziałku robi mi się niedobrze.
Następny rozdział powinien się pojawić do 27.01. :)
Jak ktoś ma ochotę: jednoparty.
PS. Śniegu u mnie od groma. Szkoda tylko, że nie mam jak wyjść na dwór. :/
PS 2. I tak jeszcze raz sobie napiszę (a co :D), że powiadomienia o nowym rozdziale pojawiają się na moim twitterze oraz wysyłam informację na GG (mój numer: 25880484). Jeśli ktoś chce być powiadamiany niech do mnie napisze, zostawi swój numer GG, bądź czasami podpatrzy mnie na twitterze. ;)

Trzymajcie się ciepło! :* Pozdrawiam.