niedziela, 23 grudnia 2012

Rozdział 09.

  James Blunt - You're Beautiful

  Dochodziła godzina 14, a ja, odkąd wstałam, chodziłam z kąta w kąt nie mogąc znaleźć sobie miejsca.
Na miejscu byli już wszyscy, włącznie z Robertem.
  - Majka, zbieraj się! - oznajmił Wojtek - Idziemy na spacer. - nie czekając na moją odpowiedź zaczął się ubierać. Po chwili robiłam to samo. Chyba lepszy spacer po Ustroniu z Wojtkiem niż bezczynne chodzenie, siedzenie lub leżenie. Tymi trzema zajęciami niesamowicie denerwowałam Darka Dudkę.
  - Kochasz go? - zapytał ni stąd ni zowąd Szczęsny.
  - Jak cholera. - mruknęłam pod nosem patrząc się przed siebie.
  - To dlaczego z nim nie porozmawiasz?
  - Bo moja duma na to nie pozwala.
  - Ale ta duma pozwoliła ci na to, abyś tak skrzyczała Lewego, że... Powiem tak, lepiej schowaj tą pieprzoną dumę i pogadaj z nim, dopóki on jest w stanie ci to wybaczyć. Jeśli teraz tego nie zrobisz, później może być za późno.
  - Tylko co ja mam mu powiedzieć? - zapytałam łapiąc Wojtka za rękę po przyjacielsku - Wracamy? Zimno mi. - od razu zawróciliśmy w stronę domu.
  - Nie wiem. Może przeprosić?
  - Nie jest na to za późno? - w odpowiedzi usłyszałam "na przeprosiny nigdy nie jest za późno".

  Będąc już blisko celu zauważyliśmy Darka i Roberta.
  - Gdzie się wybieracie? - zapytał Wojtek, a mój wzrok utkwił na Robercie.
  - Idziemy szukać jakiegoś sklepu. Wasyl, Ewa i Agata siedzą i powoli wszystko wyjadają. - oznajmił Dudka. Dopiero teraz zauważyłam gdzie patrzy Lewy. Jego wzrok był skierowany wprost na nasze dłonie, które nadal tkwiły w uścisku. Natychmiast uwolniłam swoją rękę.
  - Niestety wam nie pomożemy. - zaśmiał się Wojtek - Idźcie szukać, a my lecimy szybko do domu, bo Mała zmarzła.
  - Nie jestem mała. - burknęłam, gdy już ich wyminęliśmy.
  - Masz rację, ze swoim 1,67 jesteś jak żyrafa.
  - Przy tobie mało kto jest żyrafą. - uśmiechnęłam się lekko i przyśpieszyłam kroku, aby być szybciej w ciepłym domu.
  Po wejściu i zdjęciu butów i płaszczyka od razu skierowałam się do kuchni, w celu zaparzenia herbaty dla siebie i Wojtka.
Darek miał rację. Marcin, Ewa i Agata siedzieli w najlepsze i ciągle coś mielili. Byli tak zajęci jedzeniem, że w ogóle nie zwrócili na mnie uwagi! Po wstawieniu wody udałam się do salonu, gdzie oglądali telewizję Wojtek z Asią, żoną Marcina.
  - Gdzie jest Łukasz i Kuba? - zapytałam siadając między nimi na kanapie. Oboje wzruszyli ramionami nie patrząc na mnie. Wgapiali się w ekran telewizora. Westchnęłam i sama tam zerknęłam. Leciał Kevin sam w domu - O Boże! Jak wy możecie to oglądać? Przecież tym już wymiotować można! - zaczęłam, ale oni obje mnie uciszyli. Pokręciłam tylko głową i wróciłam do kuchni. Wraz z herbatą ponownie usiadłam między nimi i zaczęłam po raz -etny oglądać zmagania Kevina z jakimiś włamywaczami. Asia jednak zmyła się, tłumacząc tym, że musi zadzwonić do rodziców, którzy sprawują opiekę nad jej i Marcina synkiem.
  Po półgodzinie dołączyła do nas dwójka zmarzniętych, których spotkaliśmy, gdy wracaliśmy do domu.
  - Pójdę zaparzyć wam herbatę. - oznajmił Wojtek - Chodź Darek, pomożesz mi. - Szczęsny posłał mu takie spojrzenie, że Darek chyba bał mu się odmówić i bez żadnego sprzeciwu ruszył za moim przyjacielem.
  Siedzieliśmy z Lewandowskim w ciszy. Żadne z nas nie chciało się odezwać. Minęła minuta, dwie, pięć, aż wreszcie nie wytrzymałam i powiedziałam cicho, ale tak ażeby usłyszał:
  - Przepraszam. Nie powinnam wtedy tak na ciebie wrzeszczeć.
  - To prawda, nie powinnaś. Nie wiedziałaś, co chcę powiedzieć. - mruknął w ogóle nie patrząc na mnie.
  - Zawsze mam do powiedzenia dużo wtedy, kiedy nie powinnam. - chciałam rozluźnić atmosferę między nami i chyba się udało, bo Robert lekko się uśmiechnął.
  - Tu też się z tobą zgodzę. - uśmiech nagle zszedł z jego twarzy - Mam nadzieję, że wam się układa. - powiedział smutnym głosem i zostawił mnie samą. Po prostu sobie poszedł.
Nie wiedziałam co myśleć. Co to miało oznaczać? Z kim ma mi się układać?

***

  Kto nie przyspał czytając to wyżej,niech żuci kamieniem! :D tylko mnie nie zabijcie


 NASTĘPNY: (jak dam radę) 01.01.2013r.

niedziela, 9 grudnia 2012

Rozdział 08.

  Adele - Skyfall

  Święta minęły tak szybko, jak przyszły. Już jutro wyjeżdżamy do wynajętego domku w górach.
Postanowiłam zadzwonić do Szczęsnego. Tak naprawdę dopiero teraz mam chwilę, aby usiąść i to zrobić.
  - Tak? - usłyszałam zaspany głos Wojtka.
 - Wstawaj leniu! - zaśmiałam się serdecznie - Wiesz, czego się dowiedziałam? - w odpowiedzi usłyszałam ciche mruknięcie, co (jak się domyśliłam) oznaczało zaprzeczenie. - To ci powiem! Spędzimy razem sylwka!
 - I dlatego mnie budzisz? - spytał oburzony, ale wiedziałam, że się uśmiecha.
 - Więcej entuzjazmu, mniej udawania. - powiedziałam podnosząc charakterystycznie brwi.
 - Jakiego udawania? - teraz to już śmiał się w głos.
 - Gdybym była obok ciebie, to bym zaczęła cię dusić.
 - Tymi grabiami, jakie masz, to nawet byś mi szyi nie objęła. - prychnęłam, udając oburzenie.
 - Moje grabie, więc je zostaw! Ja przynajmniej nie mam dłoni jak z Warszawy do Nowego Jorku.
 - Za te dłonie płacą mi milionami. - po tych słowach parsknęłam śmiechem i wydukałam jedynie słowo "materialista" - Ale jaki przystojny.
  - Kłóciłabym się. - uśmiech mimowolnie wtargnął na moje usta.
  - Zobaczymy, czy jutro będziesz taka mądra.
  - Co proponujesz? - zapytałam.
  - Kilka zasp i, hmm... Wymyślę na miejscu.
  - Nie wiedziałam, że lubisz zwiedzać zaspy, ale ok. Kocham spełniać twoje marzenia. - zaśmiałam się.
  Rozmawialiśmy z Wojtkiem jeszcze z 15 minut. Stwierdziliśmy, że podczas spotkania sylwestrowego postaramy się nadrobić kilka miesięcy niewidzenia się i wtedy pogadamy o wszystkim.

  Byłam w trakcie pakowania, gdy ktoś zapukał do mych drzwi. Nie czekając na żadne "proszę" do pokoju wszedł nie kto inny, jak Łukasz!
  - Co chcesz? - zapytałam na powitanie przerywając pakowanie.
  - Musimy pogadać... O tym całym wyjeździe. - zaczął i usiadł na moim łóżku - Bo ty o niczym nie wiesz.
  - A o czym mam wiedzieć? - zapytałam spokojnie i wróciłam do pakowania.
  - Kto jedzie...
 - Przecież wiem. Jedziemy my, Agata z Kubą, Wojtek i Wasyl z Asią, tak? - Łukasz odpowiedział "nie tylko" - No to kto? A, no tak! Zapomniałam o Darku, ale Ewa wspominała, że nie jest jeszcze pewna czy on będzie. To jak, będzie?
  - Będzie. Robert też...
  - W takim razie ja nie jadę! - oznajmiłam stanowczym głosem i zaczęłam wykładać ubrania.
  - Nie wygłupiaj się! - złapał mnie za nadgarstki tym samym uniemożliwiając mi dalsze wykonywanie czynności.
  - Mam spędzić sylwestra z kimś, kto nazwał mnie dziwką? - syknęłam wyrywając mu ręce.
  - Lewy cię tak nie nazwał! I ty doskonale o tym wiesz. - odpowiedział mi takim samym tonem - Kończ pakować tą walizkę i ruszaj dupę, bo wyjeżdżamy jednak już dziś! - warknął i zabrał walizkę, którą już spakowałam. Ja, z wielkimi wątpliwościami, zabrałam się za dokończenie pakowania tej drugiej, mniejszej.

  Do Ustronia mieliśmy maksymalnie 45 minut spokojnej jazdy, a że Łukasz nie lubi spokojnej jazdy, na miejscu byliśmy po około półgodzinnym siedzeniu w samochodzie.
Dziś mieli dołączyć do nas tylko państwo Błaszczykowscy. Jak się później okazało, oni już byli na miejscu przed nami.
  - Padam. - mruknęłam siadając na kanapie w salonie, po którym się rozejrzałam. Dwupiętrowy domek ogółem był piękny. Wszystko było w stylu góralskim, który osobiście uwielbiam. Z pomieszczenia, w którym aktualnie się znajdowałam, jest wyjście na taras z którego można dostać się na mały ogródek. Za oknem powoli się ściemniało, ale nadal był widoczny migocący w blasku śnieg. Wszystko było piękne, cacy, jednak myśl, że jutro zobaczę Lewandowskiego troszkę mnie przerażała. Bądź co bądź, nie rozstaliśmy się w dobrych stosunkach.
  - Nad czym tak rozmyślasz? - zapytał nagle Kuba.
  - Nad wszystkim i nad niczym. - powiedziałam powoli - Boję się, Kubsiol.
  - Czego? - zapytał spoglądając na mnie.
  - Życia. To, co przede mną. Tak bardzo boję się, że będę cierpieć... A co gorsze, że kogoś skrzywdzę.
  - Nie obraź się, ale ty już skrzywdziłaś Roberta.
  - A co jeśli skrzywdzę kogoś jeszcze bardziej? - mruknęłam drżącym głosem.
  - Bardziej się już chyba nie da. - prychnął Łukasz siadając po mojej drugiej stronie - Nikt ci tego nie mówił, ale...
  - Łukasz! Ja nie wiem, czy to dobry pomysł. - przerwał mu Błaszczykowski.
  - To bardzo dobry pomysł! - syknął - Niech wie, co ona odpierdala takim postępowaniem!
  - O co wam chodzi? - zapytałam zdezorientowana.
  - Lewy miał lekkie załamanie po twoim wyjeździe. Zresztą ja nie wiem, czy te załamanie nadal mu nie towarzyszy. - mimowolnie buzia mi się rozdziawiła, a oczy powiększyły do maksymalnych rozmiarów - Pewnie się zastanawiasz o czym ja dokładnie mówię... Otóż, siostrzyczko, gdy ty wyjechałaś do Polski to Robert nie wychodził z nami nigdzie... Odciął się od świata. Co prawda chodził na treningi i na meczach dawał z siebie wszystko, ale to by było na tyle. Tylko wtedy był ten prawdziwy Lewandowski. - zakończył a ja nie dowierzałam jego słowom.

***

  Przepraszam. Za wszystko w czym zawiodłam.
  Powoli przymierzam się do dodawana jednopartówek... :)

      NASTĘPNY: 23.12. (wątpię, aby pojawił się szybciej)

piątek, 30 listopada 2012

Rozdział 07.


  W Polsce byłam już dość długi czas. Dziś jest Wigilia... Spędzamy te święta w najbliższym gronie rodzinnym.
  Nim się obejrzałam, pod dom podjechał samochód Łukasza i Ewy. A właśnie, co do młodych Piszczków to Ewa jest w ciąży! Początek czwartego miesiąca. Cała rodzina jest wniebowzięta. Łukasz skacze koło Ewy, jak tylko może. Chciał załatwić nawet jej jakąś opiekę, ale tego było dla niej za wiele. Tak się na niego wydarła, że biedak nie wiedział co się dzieje. Przynajmniej tak twierdzi Agata, która też może pochwalić się dość sporym brzuszkiem. Jak się zaczęli rozmnażać, to wszyscy na raz!
  Jeśli chodzi o moje życie, to jest, jak jest. Chciałam rzucić studia, ale po rozmowie z tatą postawiłam wziąć  dziekankę. Na ten czas nie mam planów na życie. Nie mam pracy... Jednym słowem: tragedia! Chociaż dostałam jedną propozycję. Klopp przekonał zarząd Borussii i mam szansę zostać asystentką Jurgena. Ostateczną decyzję mam podać dwa tygodnie po Nowym Roku, czyli mam jeszcze kupę czasu. A do podejmowania decyzji jakoś mi się nie śpieszy... Do przyjmowania jej tym bardziej.
  Z Robertem nie utrzymuję kontaktu, odkąd wyjechałam z Dortmundu. Ani razu go nie widziałam. Na początku tęskniłam i to cholernie, ale teraz przyzwyczaiłam się do tego uczucia pustki w sercu. Lewy dzwonił, pisał, jednak ja nie reagowałam. Raz przyjechał do mojego rodzinnego domu. Przekonałam mamę, aby nie pisnęła słówka, że jestem... Ale ukochany tatuś nic nie wiedział i się wygadał. Moja reakcja? Zamknęłam się w łazience i udawałam, że nie słyszę walenia w drzwi. Wiem, głupie.
  Laurent nadal mnie szuka. Napisałam Wojtkowi "Niech sobie biedak szuka, ale jak ty piśniesz mu słówko, gdzie ja jestem to pamiętaj: ja ciebie też znajdę! :D". Szczęsny tego na serio chyba nie wziął... A przynajmniej tą ostatnią część. A będąc przy Wojtku, to rozstał się z Sandrą. Są w przyjacielskich stosunkach, ale jak sami stwierdzili: to już nie to samo uczucie, jakim darzyli siebie na początku.
No... To chyba tyle dzieje się u moich przyjaciół.
Westchnęłam i w tym samym czasie do mojego pokoju wleciał jeden z trzech braciszków, a mianowicie Marek.
  - Dawaj, choinkę ubieramy! - oznajmił i zanim zdążyłam jakkolwiek zaprzeczyć on przerzucił sobie mnie przez ramię jak... Jak worek ziemniaków! Po chwili już zanosiliśmy się śmiechem, a ja siedząc "na barana" na Marku nakładałam czubek na choinkę. Oczywiście nie obyło się bez potłuczenia minimum jednej bombki, bo jak "tradycja każe" w naszym domu muszą być tylko szklane! I tak co roku stłuką się z dwie, trzy ozdoby choinkowe. Na głowę, a choinkę zwykle ubieram ja, Marek i Adam.

  O godzinie 20 siedzieliśmy wszyscy przy stole , będąc w trakcie kolacji.
  - Młodzieży, macie jakieś plany na sylwestra? - zapytał nagle tata.
  - Tak, my i Majka jedziemy w góry. - odezwał się Łukasz.
  - Dobrze wiedzieć. - mruknęłam pod nosem tak, że nikt nie usłyszał. Albo po prostu nie zwracali na mnie uwagi.
  - Ja wracam od razu do Warszawy. - oznajmił Adam.
  - A ja z moją żonką - zaczął Marek przytulając Paulinę - stwierdziliśmy, że w tym roku potowarzyszymy naszym kochanym staruszkom. Jeśli się zgodzą, oczywiście. - zaśmiał się patrząc na rodziców.
  - Zgadzamy się, ale nie jesteśmy staruszkami! - zastrzegła mama karcąc palcem swojego najstarszego syna.
  - Ja przepraszam - zaczęłam po chwili ciszy wstając od stołu - Pójdę się położyć.
  - Coś się stało córciu? Źle się czujesz? - zapytała zmartwionym głosem mama.
  - Nie, jestem tylko zmęczona. - uśmiechnęłam się lekko i skierowałam się na górę do swojego pokoju. Po szybkim prysznicu położyłam się do łóżka, ale nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, aż wreszcie ktoś zapukał w moje drzwi. Usiadłam opierając się o poduszkę i powiedziałam cicho "proszę".
Okazało się, że odwiedziły mnie moje dwie bratowe.
  - Wiedziałam, że nie będziesz spała. - wyszeptała Paulina.
  - Po co ty szepcesz? - walnęła Ewa - Nikogo w domu nie ma!
  - To gdzie są? - zapytałam głupio, a Ewa, kładąc się obok mnie, wytłumaczyła, że poszli na pasterkę.
  - Trzymaj. - Paulina podała mi kieliszek z winem, jedynie żona Łukasza miała szklankę z sokiem - Zrobiłam badania... - zaczęła po chwili Paula - Nie mogę mieć dzieci. - mruknęła smutno kładąc głowę na moich kolanach - Marek nic nie mówi, ale widzę, że jest mu przykro. Jak każdy facet chciałby mieć potomka.
  - Myśleliście o adopcji? - zapytała Ewa.
  - To nie to samo...
 - Jeśli chcecie mieć dziecko, to czemu nie? - wtrąciłam - Pogadaj o tym z Markiem. Przecież możecie zaadoptować jakiegoś maluszka, który ma kilka miesięcy.
  - Maja, co z Robertem? - zmieniła temat Ewa.
  - Z Robertem? To wy się nie rozstaliście? - zapytała zdezorientowana Paula.
  - Rozstali, ale kiedy Maja mieszkała z nami w Niemczech jakby ponownie do siebie wrócili i gdyby nie kłótnia, pewnie te święta spędziliby razem.. Albo przynajmniej ich część.
  - Dzwonił do mnie, raz nawet był, ale ja go nie chcę widzieć.
  - Czemu? O co się w ogóle pokłóciliście?
 - Nazwał mnie dziwką. - oznajmiłam, na co obydwie panie Piszczek zareagowały głośnym "co?" - Niedosłownie! To znaczy... Nie zdążył tego powiedzieć. Może od początku? - zapytałam retorycznie - Pewnego dnia, gdy poszłam pierwszy raz od dłuuugiego czasu na stadion, po treningu pojechałam z Robertem. Poszliśmy do parku i wtedy powiedziałam mu całą historię o Laurencie, którą wy już znacie. Powiedział, że musi to przemyśleć, bla, bla, bla... Tego samego dnia przylazł pogadać. Zapytał się, czemu spałam z Koscielnym, powiedział, że zachowałam się... I mu dokończyłam, a on nie zaprzeczył. Koniec, żyli długo i osobno...
  - Teraz tak mówisz, ale wy do cholery się kochacie. - powiedziała Ewa.
  - Sracie, nie kochacie! - wysyczałam zła - Lepiej mów, o co chodzi z tymi górami!
 - No jedziemy w góry. - powiedziała głupio a ja powiedziałam ironicznie "wow!" - My, ty, Błaszczykowscy, twój ukochany Wojtek, Wasyl z Asią, chyba też będzie Darek... - miałam wrażenie, że chciała coś jeszcze dopowiedzieć, ale urwała w ostatniej chwili.
  - O proszę, cóż za piłkarska zgraja! - mruknęłam ironicznie i upiłam mały łyk wina.
  Jeśli chodzi o Szczęsnego, to dorwę dziada! Nic mi nie powiedział!
  Nie spostrzegłyśmy nawet, kiedy zasnęłyśmy wszystkie trzy w bardzo niewygodnych pozycjach.  Nie obudził nas nawet mój wibrujący telefon i nie, nie był to Laurent. Tym razem połączeniami i sms-em z życzeniami świątecznymi zaśmiecił mi telefon Robert Lewandowski!

***

  Salam alejkum!
Rozdział miał być jutro, ale stwierdziłam, że jak dodam dziś to też się nic nie stanie :)
Hmm... Odcinek nudny i o niczym. No cóż, naprawdę Was przepraszam!

Muszę się pochwalić, że wczoraj skończyłam pisać "Rozdział 15." hyhyhyy ;>

NASTĘPNY: 07.12.

piątek, 16 listopada 2012

Rozdział 06.


  - Robert, możemy pójść na spacer? - zapytałam wysiadając z samochodu pod domem gracza Borussi.
  - Jasne. - odpowiedział trochę zdziwiony. Zapewne jest zmęczony po drugim treningu dzisiejszego dnia, ale ja muszę mu to powiedzieć na świeżym powietrzu.
Szliśmy w ciszy trzymając się za rękę w stronę parku. Ktoś z boku mógłby pomyśleć, że jesteśmy szczęśliwą parą... Z jednej strony tak było. Kochamy się, ale nikt z nas nie zapytał się czy jesteśmy ze sobą ponownie, oficjalnie. A także jedna z tej dwójki ma niesamowity mętlik w głowie. I tą osobą jestem ja, Maja Piszczek.
Jedyne czego jestem pewna w tej chwili to to, że kocham Roberta.
  - Robert, ja... Chcę ci powiedzieć, co wydarzyło się w Anglii. - powiedziałam niepewnie, gdy siedzieliśmy na parkowej ławeczce - Tylko proszę cię, nie przerywaj mi... - spojrzałam na niego ze strachem w oczach. Bałam się jego reakcji. Lewandowski jest przeważnie opanowany, ale to tylko człowiek. Emocje zawsze mogą wziąć nad nim górę - Będąc w Anglii poznałam kolegów z drużyny Wojtka... Wśród nich był Laurent. Na początku niczym niewyróżniający się chłopak. Później spotkałam go w knajpie... Połączyło nas jedno, a mianowicie złamane serce. Dziewczyna Koscielnego zdradziła go i odeszła, a ja rozpaczałam po rozstaniu z tobą. - zrobiłam przerwę patrząc na twarz Lewego. Nie wyrażała żadnego uczucia. W jego oczach była pustka... W ogóle na mnie nie patrzał - Tej samej nocy, napici do niepamięci, wylądowaliśmy w łóżku. Na drugi dzień obudziłam się z kacem, pustką w głowie i wielkim poczuciem winy. Czułam, że cię zdradziłam... Ale nie wiedzieć czemu, nie przerwałam tego. Przez jakiś czas żyłam w luźnym związku z Laurentem... Wyjechałam z Anglii, a raczej uciekłam, ponieważ Sandra stwierdziła, iż Koscielny czuje do mnie coś więcej. Przestraszyłam się i po jakiś dwóch tygodniach byłam już tutaj. Miałam ułożyć sobie życie.. Bez żadnych facetów. Jednak już pierwszego dnia wiedziałam, że mi się nie uda. Gdy cię zobaczyłam uczucie do ciebie wróciło ze zdwojoną siłą... A może ono nigdy nie zniknęło? - zapytałam retorycznie, kończąc swoją opowieść. Siedzieliśmy dłuższą chwilę w ciszy, aż wreszcie przerwał ją Robert:
  - Ja... Przepraszam, ja... Muszę to sobie przemyśleć. - zaczął gubić się w tym, co mówi - Muszę iść. - wstał i poszedł. Zostawił mnie... Gdy odszedł, deszcz jak na złość zaczął padać. Dobrze, że Łukasz i Robert nie mieszkają od siebie daleko. Wracając do domu zdążyłam się poryczeć, powyklinać jaki to świat jest nie dobry i Laurenta też zdążyłam nieźle zjechać. Czy mi to pomogło? Ani trochę.

  Zaraz po wejściu do domu zauważyła mnie Ewa. Przestraszona zapytała, co się stało.
  - Powiedziałam wszystko Robertowi... To, co wydarzyło się w Anglii. - ponownie się rozpłakałam. Nie pozwoliłam dać się przytulić. Szybko uciekłam na górę, do mojej "prywatnej" łazienki, aby wziąć prysznic.
  Stałam już dłuższą chwilę przed lustrem owinięta jedynie w ręcznik.
Myślałam, że już będzie wszystko dobrze.. Ba! Ja byłam tego pewna! Jednak okazało się, że jest to tylko "cisza przed burzą". A prawdziwy huragan może dopiero się zerwać.
Wyszłam do pokoju ubrana w dres. Dopiero w lustrze szafy zobaczyłam stojącego przy oknie Roberta. Serce skoczyło mi ze strachu pod same gardło!
  - Czułaś coś do niego? Kochałaś go? - zadał pytania.
  - Nie. - odpowiedziałam z lekkim trudem. Serce mnie zabolało.
  - Jak mogłaś iść do łóżka z kimś, kogo nie kochasz?! - warknął przez zęby - Zachowałaś się...
  - Jak dziwka? - przerwałam mu - To chciałeś powiedzieć! Sam przyznaj! Zachowałam się jak dziwka... - krzyczałam przez łzy. Robert popatrzał na mnie z wyraźnym bólem w oczach - Zachowałam się jak suka, która porównuje jakiegoś gościa do faceta, którego kocha! W niczym cię nie przypominał! Jest całkiem inny z charakteru i z wyglądu. To dlaczego ja się z nim spotykałam?! Bo jestem dziwką! - wrzeszczałam jak opętana - W twoim mniemaniu jestem dziwką! - skończyłam, ale ani trochę się nie uspokoiłam - Wyjdź stąd! - dodałam takim samym tonem, jak chwilę temu, gdy zobaczyłam, że Lewy zbliża się do mnie - Nie dotykaj mnie i wyjdź stąd! - wysyczałam - Przecież taki piłkarz jak ty, nie może zadawać się z dziwką. - powiedziałam, gdy Lewandowski otwierał już drzwi. Spojrzał ostatni raz na mnie, a w jego oczach nadal gościł ból. Widziałam to nawet z takiej odległości. Szczerze? Mało mnie obchodziło w tej chwili, co on czuje.
  W szybkim tempie wyciągnęłam walizkę i pakowałam do niej co popadnie. Stwierdziłam, że to czas, aby odwiedzić rodziców i dwóch braci.

***

  Krótko. Mi się podoba. :) Witam również nowych "czytelników". Bardzo miłe są wszystkie (i wszystkich) wasze słowa.

Pozdrawiam! ; ******


piątek, 9 listopada 2012

Rozdział 05.


  Obudziłam się po godzinie 9. Roberta już nie było. Z tego co napisał mi na karteczce, pojechał na trening.
  Po porannej toalecie zeszłam na dół i od razu udałam się do kuchni by zaspokoić pragnienie. To co tam zastałam w ogóle mnie nie zdziwiło. Ewa i Agata już na mnie czekały. Ich wzrok wszystko mówił, ale żadna z nich się nie odzywała.
  - Może wreszcie się zapytacie o to, co chcecie... - powiedziałam z błąkającym się uśmiechem na ustach.
  - A o co my mamy pytać? - zapytała głupio Agata.
  - Racja... W końcu i tak wszystko wiecie.
  - Wróciliście do sobie?
  - Nie wiem, Ewa... - powiedziałam patrząc tępo przed siebie - Chłopacy mają dziś trening po południu?
  - Mają, a co? Chcesz iść? - zapytała Agata.
  - Yhym.. Chyba pójdę. - wzięłam szklankę z sokiem i poszłam do ogrodu. Usiadłam na leżaku. Nawet nie wiedziałam kiedy zamknęłam oczy i przysnęłam.

  Obudziłam się, gdy poczułam coś mokrego na mojej twarzy.
  - Zabiję cię! - burknęłam otwierając oczy.
 - Chciałabyś! - głos Łukasza wydobywał się z głębi domu. No tak... Mam do czynienia z aktywnym piłkarzem - Lepiej się zbieraj. - powiedział podchodząc z ręcznikiem, abym mogła osuszyć swoją twarz - Masz 40 minut i ani sekundy dużej.
  - Klopp nie będzie miał nic przeciwko? - zapytałam niepewnie.
  - Powiedział, że możesz uczestniczyć w treningu kiedy tylko chcesz.
  - Ale ja nie będę grać. Chcę pójść, popatrzeć...
  - Jak chcesz. - westchnął Piszczu - Byłaś dzisiaj na wykładach?
  - Nie. - mruknęłam mijając go.
  - Chcesz zaliczyć ten semestr?
  - Taa. - burknęłam z salonu. Zaraz tam pojawił się Łukasz.
  - Niezbyt przekonujące.
  - Przecież jeśli odpuszczę sobie jeden dzień to nic się nie stanie. Łuki...
  - W takich momentach czuję się zajebiście stary. Zbyt lekko podchodzisz do życia.
  - Yhym. - mruknęłam zła pod nosem przypominając sobie nienajlepsze momenty w moim życiu. Zerknęłam z mało widocznym mordem w oczach na brata, zawróciłam czym prędzej udając się na górę i zamknęłam się w pokoju.

  Po ok. 10 minutach już się uspokoiłam. Zeszłam na dół gotowa do pojechania na stadion. Po 20 okrążeniach wskazówki minutowej na zegarze już tam byłam. Od razu udałam się na murawę, gdzie rozgrzewało się kilku piłkarzy Borussii. Poszukałam chwilę Kloppa i gdy znalazłam udałam się w jego stronę.
  - Dzień dobry. - przywitałam się w języku niemieckim. Jurgen od razu mnie przytulił.
 - Miło cię widzieć. Trochę już minęło od naszego ostatniego spotkania w Anglii. - powiedział a ja zgodziłam się z jego słowami skinieniem głowy - Będziesz uczestniczyć dziś w treningu?
  - Pooglądam dziś tylko chłopaków w akcji. - zaśmiałam się lekko.
  - Mimo wszystko mam nadzieję, że będę miał tą przyjemność i będziesz uczestniczyć w moim treningu.
  - Zapewniam pana, że nie odpuszczę sobie takiego zaszczytu. - Jurgen to jedna z nielicznych osób, które nie są w mojej rodzinie i znają moją historię. Nawet Robert o tym nie wie... To znaczy wie, że kiedyś grałam w piłkę, ale nie wie dlaczego skończyłam grać. On nigdy nie dociekał, a ja nigdy nie zaczynałam tego tematu.
  Usiadłam na ławce trenerskiej a Jurgen poszedł do chłopaków. Gdy stali w grupce wypatrywałam Roberta. Ten zauważając mnie posłał mi czuły uśmiech, który odwzajemniłam. Tak bardzo go kocham. Mimo czasu, który w pewnym sensie zmarnowałam w Anglii, kocham go tam samo jak w 2008 roku, gdy Lewy grał jeszcze w koszulce Lecha Poznań.
  Gracze Borussi po rozgrzewce podzielili się na dwie drużyny i zaczęli grać. To pierwszy jakikolwiek mecz (czy grę na treningu można nazwać meczem?), który widzę na oczy po moim wypadku. Nawet mieszkając w Poznaniu i przyjaźniąc się z graczami Lecha nie poszłam ani razu na ich mecz czy trening. Nawet nie oglądałam w telewizji. Tak samo było w Anglii. Wojtek znał powód, ale reszta nie potrafiła się z tym pogodzić. Jak sam Wilshere powiedział "Siostra Piszczka, nasza przyjaciółka, a na nasz mecz nie przyjdzie!". Na początku się oburzali, ale Szczęsny zawsze stawał w mojej obronie i wymyślał co rusz to nowe wytłumaczenie.
  Patrzyłam na grających chłopaków i momentalnie wrócił cały psychiczny ból, a łzy pojawiły się w oczach. Obiecałam sobie, że będę silna ale nie jestem. Nie potrafię dotrzymać samej sobie obietnicy.
Gdy Jurgen, który siedział obok mnie, spostrzegł, jak zareagowałam szybko zawołał Piszczka.
  - Siostra, co jest? - zapytał kucając przede mną.
  - Wszystko wróciło, Łukasz. Ja nie potrafię... - wyszeptałam  po polsku.
  - Csii.. Nic ci się nie stanie. - brat klapnął obok mnie i przytulił.
 - Wracaj do chłopaków, bo stworzyliśmy właśnie ciekawy obiekt. - mruknęłam po chwili ocierając łzy. Łukasz posiedział jeszcze chwilkę i pobiegł do chłopaków. Zanim zamknęłam oczy, aby się uspokoić, zobaczyłam, że Robert podbiega do mojego brata i o coś się pyta. Zapewne o sytuację, która chwilę temu miała miejsce.
Po odetchnięciu i ukojeniu nerwów czas zleciał mi szybko. Łukasz, nim poszedł do szatni, powiedział abym poczekała na niego przy wyjściu ze stadionu. Stałam odwrócona i pisałam sms-a do Wojtka, gdy ktoś nagle podszedł do mnie od tyłu. Poczułam dłonie na biodrach i lekkie muśnięcie ust na mojej szyi.
  - Cześć. - wyszeptał Robert.
  - Hej. - uśmiech pojawił się na moich ustach. Odwróciłam się do Lewego i lekko musnęłam jego policzek.
  - Liczyłem na coś więcej. - powiedział zawiedzionym głosem, a swoje usta wykrzywił w tzw. dzióbek.
  - A znasz takie powiedzenie: "Umiesz liczyć, licz na siebie"?. - wystawiłam mu lekko język. Ten nie zdążył nic zrobić ani powiedzieć, ponieważ nadszedł Piszczu z Błaszczykowskim.
  - Zostawić cię na chwilę i już ktoś cię obściskuje. - zaśmiał się Łukasz a Jakub mu zawtórował.
  - Nie ktoś, tylko ja. - Robert wypiął dumnie klatę.
  - Czyli ktoś. - Łukasz specjalnie podpuszczał Lewego - Dobra, gołąbeczki. Sorry, ale porywam swoją siostrę, więc łaskawie ją mi oddaj, bo jak nie to trzeba będzie załatwić to inaczej.
  - Przykro mi Łukaszu, lecz Maja jedzie ze mną. - oznajmił poważnym tonem Robert, a ja spojrzałam na niego zdziwiona.
  - Serio? - zapytałam równo z bratem.
  - Serio, więc do zobaczenia jutro. - Lewandowski ujął moją rękę w swoją.
  - Dobra, pogadamy w domu. - powiedział Piszczu - Dziś wieczorem. - dodał patrząc znacząco na Roberta z błąkającym się uśmiechem na ustach.
  - Postaram się wyrobić. - zaśmiał się Lewy a ja tylko wywróciłam oczami.
Wsiadając do samochodu, poczułam wibracje telefonu. Czym prędzej wyciągnęłam przedmiot i czytałam wiadomość od Wojtka. Moją uwagę przykuł jej fragment: "Tak na marginesie, to Laurent pyta się, gdzie ty teraz jesteś. Jack mówił, że Koscielny mu powiedział iż chce cię znaleźć. I zrobi to, nawet gdybyś była na drugim końcu świata." Mina od razu mi zrzedła. Myśl, że Koscielny mógłby mnie znaleźć w Niemczech i miałby się spotkać z Robertem nie mieściła mi się w głowie! Nie chcę go tu! Uciekłam z Anglii, żeby się go pozbyć. W moim życiu nie ma już miejsca dla kogoś takiego, jak Laurent Koscielny!
Odpisałam tylko "Nie mów mu, gdzie jestem! Za żadne skarby świata! Właśnie zaczęłam sobie układać życie, jestem szczęśliwa... Laurent jest mi teraz najmniej potrzebny.".

***

  Ach, jeśli chodzi o piosenki, które umieszczam na początku... Nie zawsze pasują one tekstem do rozdziału. Po prostu dobrze mi się przy nich pisało rozdział, dlatego je zamieszczam. ;)

sobota, 3 listopada 2012

Rozdział 04.

   Adele - One and only

  Dwa dni, od "ostrzejszej" wypowiedzi Kuby. Od tamtego czasu nie zmieniło się nic prócz tego, że zaczęłam chodzić na uczelnię. Mam nadzieję, że to choć odrobinę odciągnie mnie od mojego uczuciowego życia.
Z Robertem również nie mam kontaktu. Czy próbowałam coś zrobić? Jeśli próbowaniem można nazwać siedzenie z telefonem w ręku i czekaniem aż on zadzwoni to tak, próbowałam.
  - Jakie plany na dziś? - zapytał Łukasz wchodząc bez pukania do mojego pokoju.
  - Pójdę wykłady, a później... nie wiem, a co? - nie uraczyłam spojrzeniem brata.
  - Na którą masz te wykłady?
  - Za półtorej godziny się zaczynają... Kończę jakoś po 15. - burknęłam pod nosem zamykając oczy.
  - Więc masz już plany na później. Klopp zgodził się, abyś uczestniczyła w treningu. - moje serce stanęło ze strachu. Momentalnie otworzyłam oczy i się podniosłam.
  - Czyś ty oszalał?! - krzyknęłam, a raczej wydarłam się na brata - Dobrze wiesz, że nie wchodzę na boisko już od minimum siedmiu lat!
  - Może czas, abyś wreszcie wygrała ze strachem? To tylko trening. Nic ci się niestanie...
  - Zastanowię się. - odpowiedziałam po chwili, gdy trochę uspokoiłam walące serce.

  Na wykładach w ogóle nie mogłam się skupić. Najgorzej było z ostatnim. Serce z sekundy na sekundę biło mocniej. Ciągle miałam w głowie moją dzisiejszą rozmowę z Łukaszem. Boje się i, no cóż trzeba przyznać, jestem zbyt słaba, żeby to pokonać. Może za tydzień, dwa... Ale nie teraz.
"Łukasz, przeproś ode mnie Kloppa. Nie dam rady. Nie dziś." napisałam sms-a do Piszczka. Odpowiedzi nie otrzymałam.
  "Obudziłam się" dopiero przy słowach profesora: na dziś koniec, do widzenia. Zebrałam wszystkie swoje rzeczy i czym prędzej wyszłam z uczelni. Moim celem był park. Odkąd pamiętam zawsze gdy chciałam coś przemyśleć, a nawet po prostu posiedzieć w samotności szłam do parku.
  Jestem idiotką! Kocham faceta, a nawet nie jestem w stanie zadzwonić do niego i porozmawiać. Kuba ma rację. Zachowujemy się jak nastolatkowie. Obydwoje czekamy na pierwszy krok tej drugiej osoby.
A z resztą nawet gdybym do niego zadzwoniła, umówiła się na spotkanie to co by to dało? Co ja bym mu wtedy powiedziała? "Kocham cię, ale boję się do ciebie wrócić. W końcu znowu mogę uciec i będziemy cierpieli."? Bez sensu. Jeśli będę pewna, że moje życie jest chociaż w połowie ułożone, jeśli będę pewna, że to tu w Dortmundzie jest moje miejsce zadzwonię do niego. Jeśli nie będzie za późno, zadzwonię.

  - Jestem! - oznajmiłam wchodząc do domu. Od razu skierowałam się do salonu, ponieważ byłam niemal pewna, iż zastanę tam Ewę i mojego brata.
  - Hej. - powiedział cicho Kuba.
  - Cześć... - odpowiedziałam lekko zaszokowana - Nie spodziewałam się tu ciebie. Gdzie Ewa i Łukasz?
  - Poszli na spacer. - oznajmił. Zaczęłam się powoli wycofywać - Przepraszam. - powiedział lekko zachrypniętym głosem - Nie powinienem wtrącać się w sprawy między tobą a Robertem.
  - Masz rację, nie powinieneś, ale... Wybaczę ci to. Było w tym trochę racji. A nawet trochę więcej niż "trochę".
  - Co nie zmienia faktu, że źle zrobiłem. - utrzymywał swoje wstając.
  - To prawda, jednak jesteś moim przyjacielem. - powiedziałam pewne podchodząc do niego - Przytulas? - zapytałam z uśmiechem.
  - Przytulas. - odwzajemnił wyszczerz i przytulił mnie z całych sił.
  - Kuba... Brakowało mi tego... Ale się duszę... - wysapałam. Błaszczykowski puścił mnie od razu - A Agata gdzie?
  - Źle się dziś czuła i gdy wychodziłem spała. - oznajmił siadając. W tym samym momencie zadzwonił mój telefon. Wielkie było moje zdziwienie, gdy na wyświetlaczu ukazało się imię Koscielnego. Odłożyłam telefon na stolik wcześniej odrzucając połączenie.
  - Może zaczekać. To nic ważnego. - powiedziałam widząc wzrok przyjaciela.
Później rozmowa potoczyła się sama. Kuba opowiadał wszystko, co działo się w jego życiu podczas mojej nieobecności.
Czas nam zleciał nie wiadomo kiedy. Nim się obejrzeliśmy, było przed 20. Gdyby nie fakt, że wrócił mój brat z żoną pewnie siedzielibyśmy tak dalej. Tematy się nam nie kończyły.
Laurent dzwonił jeszcze 3 razy... i 2 razy Robert. Nie odebrałam, bo byłam pewna, iż to znowu gracz Arsenalu i nawet nie sprawdzałam.
Błaszczykowski wyruszył do swojego domu chwilę po 20. Ja nie siedząc długo z państwem Piszczek udałam się do tymczasowego pokoju.
Stwierdziłam, że nie mając żadnych planów, pójdę wziąć kąpiel. Nie trwała ona długo. O godzinie 21.40 leżałam w łóżku z laptopem na nogach. Słysząc pukanie do drzwi i nie przerywając swojego zajęcia powiedziałam "proszę".
  - Cześć. - powiedział Robert zamykając drzwi. Ale zaraz! Robert?!
  - Co ty tu robisz? - zapytałam z lekkim strachem w głosie. Co teraz?
  - Przyszedłem porozmawiać. - powiedział siadając na fotelu, który stał po mojej prawej stronie niedaleko okna - Nie odbierałaś moich telefonów.
  - Nie mogłam. - oznajmiłam wymijająco. Zapadła między nami cisza, którą wreszcie przerwał Lewy.
  - Ja przepraszam, ale muszę to wiedzieć... - zaczął niepewnie - Maju, czy my... Czy ja mam u ciebie jeszcze jakieś szanse? - zapytał spoglądając na mnie. Zaskoczył mnie tym pytaniem. Oczekiwałam czegoś w stylu ochrzanu, że po co wróciłam czy coś, a on się mnie pyta czy ma jeszcze jakieś szanse u mnie!
  - Robert... ja nie wiem jak ci to powiedzieć... - zaczęłam.
  - Czyli nie? - zapytał jakby smutno.
  - Nie! Nie, tego nie powiedziałam. - zaprzeczyłam szybko - Po prostu minęło trochę czasu... Ja nie potrafię nazwać tego, co nas łączy w tej chwili.
  - Kocham cię. - powiedział pewnie przenosząc się z fotelu na łóżko. Zrobiłam błąd - spojrzałam w jego oczy. Zamknęłam laptopa odstawiając go na szafkę nocną. Przybliżyłam się do Roberta i przejechałam dłonią po jego policzku.
  - Ja ciebie też, Robert. Bez przerwy w Anglii cię kochałam, mimo, iż popełniłam kilka błędów moje uczucie nigdy do ciebie nie wygasło. - wyszeptałam. Lewandowski zmniejszył odległość między nami do milimetrów. Stało się coś, na co czekałam od naszego pierwszego spotkania w Dortmundzie. Pocałował mnie. Długo i namiętnie. Pod wpływem zadawanej mi przyjemności, z ust wydobył się cichy jęk - Boże, jak ja za tobą tęskniłam. - mruknęłam zachrypniętym głosem.

***
Cześć,
rozdział miał się pojawić tydzień temu. No właśnie - miał.
Próbowałam się zabrać do sprawdzenia wiele razy, ale i tak na początku każdej próby wyłączałam stronę. Po tak długim czasie (ten rozdział został napisany w czerwcu) zrozumiałam, że główna bohaterka działa mi na nerwy. Ciekawe ile jeszcze z nią wytrzymam... Mam nadzieję, że opublikuję to wszystko co mam. Swoją drogą trochę szkoda by mi było to zostawić, bo do napisania pozostało mi tylko kilka rozdziałów.
 No cóż, opowiadanie trwa nadal,
do napisania! :*

piątek, 12 października 2012

Rozdział 03.


  Roberta nie widziałam od kolacji, a minął od niej już tydzień. Szczerze? Nie wiem czy żałuję, czy jest mi z tym źle. Może to czas, by o nim zapomnieć? W końcu minęły już dwa lata. Dwa cholerne lata. Lata cierpienia, nadziei, błędów, przyjaźni, tęsknoty... Działo się tak dużo, a  ja w ogóle tego nie czuję. Wydaje mi się, że to wszystko było wczoraj. Cała Anglia... Mój cały pobyt tam wiąże się z jedną osobą - Laurentem.
  Koscielny w dniu poznania niczym się nie wyróżniał. Zresztą wtedy każdy facet dla mnie był... Facetem. Nie widziałam ich, ponieważ nie chciałam widzieć. W sercu miałam ciągle Lewandowskiego. Po kilku dniach spotkałam go w jakiejś knajpie. "Zatapiał smutki w butelce wódki"... Ukochana zdradziła i zostawiła.
Z tamtego wieczoru pamiętam jedynie, że schlaliśmy się do upadłego. Rano obudziliśmy się w jego sypialni i... pustka w głowie. Z jednej spędzonej nocy razem, zrodziły się następne i następne... Trwało to kilka miesięcy. Nikt nie chciał kończyć, ot co! Luźny związek żadnemu z nas nie przeszkadzał. Wojtek i kilku innych Kanonierów, którzy się domyślili, krzywo na nas patrzyło, jednak wtedy nie braliśmy tego pod uwagę. Liczyliśmy się tylko my i, bądź co bądź, dobra zabawa. Schody zaczęły się później, gdy Sandra, dziewczyna Wojtka, stwierdziła, iż Laurent patrzy na mnie inaczej... Nie jak na przyjaciółkę, tylko jak na kobietę do której czuje coś więcej. Moja reakcja? Hmm... Wyśmiałam ją. Bo co miałam zrobić? Nie chciało mi się w to wierzyć. Obiecaliśmy sobie, że jeśli któreś z nas poczuje coś więcej, powie o tym. Z Laurentem tak się nie stało. Jednak po tym co powiedziała mi Sandra zaczęłam bardziej uważać, aż w końcu... Postanowiłam ponownie uciec. Myślałam, że w Niemczech będę "bezpieczna". Niestety tak się nie stało. Pojawił się on i kolejne "problemy". Uczucie wróciło diametralnie! Jak z bicza strzelił... Inaczej tego określić się chyba nie da. A może ono nigdy nie zniknęło? Zawsze było gdzieś w środku mnie i czekało na odpowiedni moment, by się ujawnić?
  - Majka... Majka! - szturchanie i głos Łukasza obudziło mnie z zamyśleń.
  - Coś się stało? - zapytałam pół przytomna.
  - Robimy dziś wieczór filmowy. - oznajmiła Ewa.
  - Nasza tradycja. - uśmiechnął się Piszczu puszczając mi przy tym oczko.
  - Dobra, jak chcecie. Ja się dziś wcześniej położę. - mimo, że było ledwo po 18 czułam zmęczenie.
  - Coś się stało? Źle się czujesz? - zmartwiła się Ewa.
  - Nie, nic mi nie jest. Po prostu jestem zmęczona. - mruknęłam przecierając oczy.
  - No weź, siostra! Będą Błaszczykowscy i... Robert też będzie.
  - Niech będzie. Lata i powiewa mi to. - kłamstwo.
 - Mów sobie dalej. Te wasze posyłanie sobie czułych oczek na kolacji was wydało. Wy się nadal kochacie! - powiedział pewny swojego mój brat.
  - Głupi jesteś i tyle. Do jutra. - mruknęłam i wstałam z fotela. Udałam się prosto do pokoju. Położyłam się i od razu zasnęłam.

  Obudziło mnie pukanie do drzwi.
  - Proszę. - powiedziałam zachrypniętym głosem. Wszedł Kuba.
  - Hej, mogę? - zapytał a ja zawołałam go skinieniem ręki i zrobiłam miejsce obok siebie. - Chodź do nas.
  - Nie, nie chcę. Jestem zmęczona.
  - Ok, a tak naprawdę? - cholera!
  - Robert...
  - Nie chcesz go widzieć. - zapytał, a raczej stwierdził mój przyjaciel.
  - Tak-jakby... Ja już Kuba sama nie wiem. Kocham go, ale... może to czas by przestać?
 - Przestać kochać? - wyczułam ironię w jego głosie - Jak ty chcesz przestać kochać?! - zapytał zbulwersowany - On też cię kocha! Zachowujecie się jak nastolatkowie. Przejrzyjcie w końcu na oczy! - wyszedł z pokoju lekko trzaskając drzwiami. Po niecałych dziesięciu minutach w moich drzwiach pojawiły się dziewczyny.
  - Nie płacz, kochanie. On nie chciał. Poniosło go... - próbowała usprawiedliwić swojego męża Agata.
  - Pochwalił się już wam? - zapytałam przez zęby.
 - Nie musiał... Wszystko było słychać na dole. - powiedziała cicho Ewa siadając obok mnie. Agata uczyniła to samo.
 - Pięknie! Jeszcze Robert to słyszał! - teraz już byłam wściekła.
 - Wkurzył się.- oznajmiła Piszczkowa - Wyszedł z domu ochłonąć. - przynajmniej tu nie przyjdzie - Kochanie, nie obraź się, ale... Kuba ma rację. Obydwoje się nadal kochacie, a nie potraficie normalnie porozmawiać.
  - Myślicie, że to takie łatwe? Nie mieliśmy ze sobą kontaktu przez prawie dwa lata! To szmat czasu.. A teraz co? Mam do niego podejść i powiedzieć "Cześć Robert. Nadal cię kocham i mimo, że uciekłam od ciebie chcę do ciebie wrócić."? Kurde, dziewczyny!
  - Może na początek pogadajcie? Wytłumaczcie sobie wszystko...
  - Ewa ma rację. Przemyśl to, do zobaczenia... - Agata przytuliła mnie lekko na pożegnanie i obie panie wyszły z sypialni.
  Obróciłam się w stronę odsłoniętego okna. Pełnia.  Dokładnie widziałam księżyc. Miałam wrażenie, że się do mnie uśmiecha. Jakby chciał powiedzieć "wszystko będzie dobrze".

***

  Powiem tylko, że bardzo dziękuję nieidealnej. za nagłówek :*

  Rozdział sprawdzany, gdy nie miałam okularów a z moją ślepotą jest tak fajnie, że jestem w stanie nie zauważyć telefonu obok, więc o błędach nie wspominam...

piątek, 5 października 2012

Rozdział 02.


  Obudziłam się przed 12. Zmęczenie po wczorajszej podróży dało o sobie znać... Leżałam już chyba pół godziny i w ogóle nie chciało mi się wstawać. Myśl, że dziś mam zobaczyć Roberta nie pomagała. Nie chciałam go widzieć. Bałam się. Najnormalniej w świecie się bałam. Jak zareaguję? Jak ON zareaguje? Ucieknie, skrzyczy, będzie się do mnie odzywał jak gdyby nigdy nic czy całkiem mnie oleje? Z głową pełną myśli wstałam i podeszłam do walizki. Wyciągnęłam świeżą bieliznę, niebieskie szorty, bluzkę w biało-niebieskie paski i białe japonki.
"Poranny" prysznic dobudził mnie całkowicie. Na dół zeszłam dokładnie o godzinie 13:50.
  - Obudziła się księżniczka. - zaśmiała się na mój widok bratowa.
  - Przepraszam... Po prostu byłam zmęczona podróżą i...
  - Nie tłumacz się tylko siadaj i wcinaj. Ja muszę lecieć na zakupy i wpadnę na chwilę do Agaty. Myślę, że za półtorej godziny będę. Smacznego. - ucałowała mój policzek i już jej nie było. Ja sprzątnęłam wszystko to, co przygotowała dla mnie Ewa. Postanowiłam się tylko napić soku. Nagle usłyszałam trzask drzwi i czyjś głos.
  - Szefowo! Właśnie jechałem sobie na trening, gdy zadzwonił twój mąż i kazał mi przyjechać po... - Robert właśnie wszedł do kuchni - ...korki. Co ty tu robisz? - zapytał zdziwiony.
  - Stoję? - palnęłam głupio, zanim się zastanowiłam.
 - To widzę. Długo już jesteś? - zapytał, na co odpowiedziałam, że od wczoraj - Łukasz nie mówił, że przyjeżdżasz. Przepraszam za to wejście...
  - Nic nie szkodzi. - odpowiedziałam zachrypniętym głosem. Robert zbliżył się do mnie na niebezpieczną odległość.
  - Nic się nie zmieniłaś... Nadal jesteś taka, jaką cię zapamiętałem. - przejechał dłonią po moim policzku, a ja rozkoszując się chwilą przymknęłam powieki - Piękna. - szepnął. Nadal go kocham.
  - To mówisz, że przyjechałeś po korki? - przerwałam błogą ciszę.
  - Yhym... - mruknął zdezorientowany. Chyba się tego nie spodziewał.
 - Poczekaj chwilę. - oznajmiłam i udałam się do holu. Korki były w szafce. Szybko je wyjęłam i gdy wstałam, okazało się iż Lewy był tuż za mną. Wręczyłam mu buty i odsunęłam się kawałek.
  - Dzięki. To ja lecę... Do wieczora. - powiedział i powoli odwracał się w kierunku drzwi.
  - Do wieczora. - zdążyłam odpowiedzieć, zanim Lewandowski zrobił coś, czego się nie spodziewałam, ale to właśnie tego pragnęłam od kilkunastu miesięcy. Pocałował mnie. Krótko, ale namiętnie.
  - Przepraszam... - powiedział cicho i szybko opuścił dom mojego brata.

  Ewa wróciła do domu chwilę po 15. Zdążyłam w tym czasie rozpakować swoje rzeczy i ogarnąć w swoim tymczasowym pokoju.
  - Robert tu był. - oznajmiłam schodząc na dół. Bratowa spojrzała na mnie zdziwiona.
  - Po co?
  - Po korki dla Łukasza. - usiadłam na blacie w kuchni - Trochę się zdziwił, gdy mnie zobaczył.
  - Dziwisz mu się? Ostatni raz widzieliście się w Polsce... Uciekłaś mu. Do tej pory nikt nie wie dlaczego. Ty nie chcesz o tym mówić, my to szanujemy. - zapadła między nami cisza - Może być kurczak?
  - Może, może... Robert bardzo lubi. - mruknęłam nieświadoma swoich słów oglądając paznokcie.
  - Robert, Robert... Zachowujesz się w tym momencie jak zakochana nastolatka! A masz 23 lata.
  - Wypominasz mi mój wiek? - zapytałam oburzona, by po chwili zanosić się śmiechem - Jestem tu dopiero od wczoraj, a już tyle się wydarzyło... - westchnęłam.
  - Niby co takiego? - zapytała pani Piszczek.
  - Pocałował mnie, na pożegnanie...
  - Ee tam. Taki całus.
  - Ee tam, taki całus... W usta! - przedrzeźniłam Ewę. Ta spojrzała na mnie z wielkimi oczami.
  - W usta? Jak to w usta? Co ty pierdzielisz?!
 - No pocałował mnie w usta. Już szedł do drzwi, gdy się nagle wrócił i mnie pocałował... - zakończyłam z cichym chichotem - To w czym ci pomóc, bratowo?
  Na śmiechach, chichach i opowiadaniu jak to było w Anglii zleciał nam czas. Nim się obejrzałyśmy, Łukasz wrócił z treningu i nastała godzina 17:00.
  - Nie wiem jak wy, ale ja idę wziąć relaksującą kąpiel. - oznajmiła Ewa i już jej nie było.
  - Zrobię jak twoja małżonka...
  - Poczekaj, byłaś sama gdy przyszedł tu Lewy? - zatrzymał mnie Piszczu.
  - Tak, dlaczego pytasz? - zapytałam lekko zdziwiona. O co mu chodzi?
  - Tak po prostu. - uśmiechnął się tajemniczo - Leć się stroić. Ubierz jakąś sukienkę czy coś.
  Już po piętnastu minutach leżałam w wannie rozkoszując się błogą ciszą. Jeśli chodzi o strój postawiłam na małą czarną i do tego czarne buty od Louboutina. Dopełnieniem był delikatny makijaż, włosy spięłam w luźnego koka i byłam gotowa.
  Gdy schodziłam ze schodów zadzwonił dzwonek. Pierwsi byli państwo Błaszczykowscy. Po przywitaniu, udaliśmy się do salonu. Kuba otworzył wino i zaraz zszedł pan domu, który oznajmił, że Ewa prosi mnie i Agatę do siebie.
  - Cześć kochana! - powiedziała od progu Agata - Ślicznie wyglądasz. - i to była prawda. Ewa miała na sobie niebieską sukienkę na grubych ramiączkach z dekoltem "w serek". Buty miała tego samego koloru, włosy rozpuszczone i odpowiedni makijaż. Agata oczywiście nie była gorsza! Kremowa sukienka bez ramiączek, czarne buty i żakiet, którego pozbyła się już na dole. Włosy miała lekko spięte i nieco mocniejszy makijaż wszystko dopełniał.
  - My to my. Mamy mężów, ale ciekawe dla kogo wystroiła się Majka. - gdyby mój wzrok mógł zabijać, obie leżały by martwe.
  - Przestańcie! Błagam... - jęknęłam bezsilnie.
  - Chwaliłaś się już Agacie? - zapytała Ewa.
  - Robert mnie pocałował. - powiedziałam, a Piszczkowa dodała iż w usta.
  - Kochana, jesteś od wczoraj i już tak szalejesz! - zaśmiała się serdecznie żona Kuby - O wilku mowa! - zawołała Agata, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi.
  - Idziemy! - oznajmiła Ewa. I tak też się stało.
  Szłam za nimi. Jakoś nie za bardzo mi się śpieszyło. Gdy już trzeba było się przywitać z Robertem, podeszłam do niego. Lewy przytulił mnie i wyszeptał "przepraszam".
  - Nie musisz przepraszać. Przecież sama mogłam się odsunąć, ale tak nie zrobiłam. - powiedziałam równie cicho co on.

***

  Witajcie :D
Powiem tylko tyle: po tym rozdziale mam jakiś niedosyt, ale cóż... zdarzają się i takie.
Pozdrawiam, do napisania. :*

Edit: Przypominam, że jeśli chce ktoś by informowany, niech zostawi mi swój nr. GG. To mi ułatwia sprawę :) Na blogach nie zawsze mam czas informować.
Info też się pojawia na moim twitterze.

piątek, 21 września 2012

Rozdział 01.


2010r., Dortmund.

  Właśnie szłam z Łukaszem w stronę samochodu z wielkim uśmiechem na ustach. Zaciągałam się tutejszym powietrzem i nie mogłam się nacieszyć. Pokochałam Anglię, ale miałam dość deszczowej pogody... Tutaj jest inaczej. Tutaj jest mój braciszek, za którym bardzo tęskniłam. To tutaj dokończę swoje studia. To właśnie w Dortmundzie, a nie w innym mieście świata mam zamiar zacząć nowe życie.
  - Ewa nie mogła się doczekać twojego przyjazdu. Chodzi podekscytowana od co najmniej tygodnia! - zaśmiał się serdecznie Piszczu. I wtedy też spostrzegłam, że jesteśmy w połowie drogi.
  - Bardzo za nią tęskniłam... i za Agatą. - uśmiechnęłam się na samą myśl o mojej bratowej i żonie Błaszczykowskiego.
  - A będąc przy Agatce, to siedzi od rana u nas w domu. Czekają na ciebie. - buchnęłam lekkim śmiechem. Wyobrażałam to sobie! Nie musiałam patrzeć na Łukasza, żeby wiedzieć jak zareagował - Nie śmiej się. Kuba ma problem...
  - Niby jaki? - zapytałam głupio spoglądając na niego.
 - Ty się pytasz jaki? - oburzył się na moją niewiedzę - Stracił żonę. - oznajmił "oczywistość" - A to wszystko przez ciebie. - nic nie odpowiedziałam, tylko pokiwałam głową z lekkim uśmiechem. Dopiero teraz wiem, jak bardzo mi ich brakowało.
  Gdy spostrzegłam, że jesteśmy na miejscu czym prędzej wysiadłam z samochodu i pognałam w stronę domu. W drzwiach stała Ewa z Agatą. Na swój widok zaczęłyśmy tak piszczeć, że Łukasz podchodząc do nas złapał się za głowę i skwitował to dwoma zdaniami: Wiedziałem, że tak będzie. Mniej mnie w opiece, Boże! - spojrzał w górę i wszedł z moimi walizkami do domu. My nadal stałyśmy w progu.
  - Nie wierzę! Tak bardzo tęskniłam... - wydusiłam z siebie i przytuliłam je z całej siły. Nagle poczułam jak ktoś się do nas przyłącza.
  - Ja też tęskniłem!
  - Kubuś! - zapiszczałam puszczając dziewczyny i uwiesiłam się na Błaszczykowskim.
  - Brakowało mi tego, Piszczulku. - zaśmiał się Jakub.
  Teraz wiem, że żyję. Przywiązałam się i pokochałam Wojtka. Był dla mnie jak brat, których już i tak miałam, a ja byłam dla niego siostrą, której on niestety nie miał.

  - Opowiadaj jak było w Londynie? - dopytywały dziewczyny gdy siedzieliśmy wszyscy w salonie.
  - Powoli... - zaśmiałam się - W Londynie było super! I gdyby nie ta dobijająca pogoda, to bym tam z chęcią pozostała. Nie wiem jak ten Wojtek tam wytrzymuje.
  - A właśnie, co u niego? - zapytał Kuba - Przez telefon mało mówi.
  - Co chwile mają z Sandrą kryzysy... Jest załamany. Chyba tylko piłka go jakoś utrzymuje przy życiu. No i rodzina, oczywiście. Nie chce w ogóle wychodzić nigdzie... Martwię się o niego. - powiedziałam zmartwiona.
  - Wiedziałem, że coś jest nie tak. Za każdym razem miał taki smuty głos, mimo, że się śmiał. - powiedział Błaszczykowski.
  - Szczęsny nie potrafi kłamać. Nawet jak nie wiem by się starał, nie potrafi... Jack obiecał, że się nim zaopiekują.
  - Jack? - zapytała Ewa.
  - Wilshere... Kolega Wojtka. - odpowiedziałam krótko.
 - Kochanie, chyba musimy się zbierać. Już po 22... - oznajmił Kuba, a Agata się z nim zgodziła. Po piętnastu minutach byłam sama z Ewą w salonie. Łukasz poszedł się położyć, twierdząc, że jutro ciężki dzień i musi być wypoczęty.
  - A więc mów... Kim jest ten Jack?
  - To tylko kolega. - odpowiedziałam z uśmiechem - Na serio.
  - A Laurent? - dopytywała - Myślałaś, że jak mi nic nie powiesz, ja nie będę wiedziała? - spojrzała na mnie uważnie. Gdy usłyszałam imię, uśmiech od razu zszedł z mojej twarzy - Maja, o co chodzi?
  - Laurent to nowy dobytek Arsenalu... i to przez niego, a nie dobijającą pogodę wyjechałam z Anglii. - wzrok Ewy mówił, abym kontynuowała - Nie znamy się długo, ale zdążyliśmy zawrzeć "bliższe relacje". Po rozstaniu z Robertem unikałam facetów, jak ognia... Aż poznałam Koscielnego. Wystarczyło kilka wieczorów, spotkań aby powitać łóżko. Na początku podobał mi się taki luźny związek. Myślałam, że dzięki niemu na dobrę zapomnę o Lewym, jednak tak się nie stało. Wszystko zaszło za daleko i uciekłam. Nawet Wojtek nie wie, dlaczego naprawdę wyjechałam.
  - Kochanie, ty nadal go kochasz? - zapytała przytulając mnie.
  - Nikogo tak nigdy nie kochałam, Ewa. Wiesz co u niego? - zapytałam podnosząc głowę.
  - To ty nic nie wiesz? - zapytała zdziwiona, na co ja zaprzeczyłam - Myślałam, że Łukasz ci powiedział... Robert jest w Dortmundzie. Od niedawna gra w Borussii. Naprawdę nigdzie o tym nie słyszałaś? - zapytała.
  - Po naszym rozstaniu przestałam śledzić wszelkie strony sportowe, nie oglądałam telewizji... Wojtek też nic mi nie mówił.
  - A, i jutro jest kolacja, na której będą Błaszczykowscy i Robert... - powiedziała niepewnie patrząc na mnie.
  - Tak myślałam, że odwiedziłabym rodziców? Na trzy, cztery dni... - wypaliłam.
  - Nie odwalaj! Będziesz na tej kolacji i koniec, kropka. - powiedziała moja bratowa.
 - Dam radę... - mruknęłam i wzięłam łyk wina - Jestem zmęczona, przepraszam... - ucałowałam na dobranoc Ewę i ruszyłam w stronę schodów.
 - Robert jest wolny... Śpij dobrze. - usłyszałam jeszcze. Wolny... To nie oznacza, że coś jeszcze do mnie czuje.
  Może trzeba było zostać w Londynie...

***

Salam alejkum! Pierwszy rozdział za nami. Mam nadzieję, że jako-tako nie zanudziłam. ;)
3majcie się, do napisania! :*

środa, 12 września 2012

Prolog.

   marzec 2008r., Poznań:
  - Kuba, gdzie my jesteśmy? - zapytałam zdezorientowana.
  - Nie pytaj, tylko wychodź. - rozkazał Wilk - Poznasz chłopaków z klubu.

  To wtedy poznałam ich wszystkich. Zaczynając od Kotorowskiego, przez Wojtkowiaka (którego wszędzie zawsze było pełno), Stillica, Peszkę, Murawskiego i kończąc na Lewandowskim. A może to właśnie od Roberta powinnam zacząć?

  2008r., Poznań:
  - Majka, ja już nie jestem w stanie tego ukrywać... - zaczął Robert - Kocham cię. - cicho wydukał i patrzał na mnie ze strachem, nadzieją i czułością w oczach czekając na moją reakcję.

   listopad 2009r., Poznań:
  - Robert, my nie możemy być razem dłużej. Nie pytaj dlaczego, po prostu pozwól mi odejść. Najlepiej o mnie zapomnij.
  - A co jeśli nie? - zapytał drżącym głosem.
  - Nie masz wyjścia. - pocałowałam go ostatni raz - Żegnaj. - wyszeptałam przez łzy i uciekłam.

  2009r., Londyn:
  - Kochasz go? - usłyszałam głos Wojtka.
  - A czy to ważne? - zapytałam wymijająco i czym prędzej udałam się na parkiet.

  2010r., Londyn:
  - Znowu uciekasz. - wyszeptał w moje włosy Szczęsny.
 - Chyba to polubiłam. - cichutko zachichotałam - Zresztą, nie przesadzaj! Przecież jadę do Dortmundu, gdzie możesz mnie odwiedzać... I swoich dwóch koleszków z reprezentacji.
  - Daj znać, gdy będziesz na miejscu.
  - Oczywiście! Do zobaczenia, Wojtusiu.
  - Majka...
  - Oj wiem, wiem. Po prostu nie mogłam się powstrzymać. - uśmiechnęłam się - Będę bardzo tęsknić. - momentalnie spoważniałam.
  - Ja też. Bardzo. - przytulił mnie - Leć, Mała... Bo inaczej się spóźnisz. - Ucałował moje czoło.
*

  Heeeeej! ;) To jest oto prolog. Mam nadzieję, że Was nim nie zanudziłam. Zmieniałam go kilka razy, i nadal nie jestem przekonana do niego w 100%, no ale cóż.
  Rozdziały będę starała dodawać się w terminie, tj. 2 razy na miesiąc... może 3. Zawsze w jednym z dni: piątek-sobota-niedziela.
  To tyle. Dziękuję, do napisania. :*

poniedziałek, 10 września 2012

marionetki


Maja Piszczek, 1987



Robert Lewandowski, 1986*
                                                           
                                                                i inni ...

* niektóre dane zostały zmienione na potrzeby opowiadania.

kilka słów na wstęp, czyli co, jak, gdzie i kiedy.

  Witam Was serdecznie! :)
Powracam do świata blogowego po kilku miesiącach. Jak długo wytrwam? Sama nie wiem.

  Te opowiadanie zaczęłam pisać jeszcze przed EURO 2012. Czemu dopiero teraz zacznę publikować? Sprawa jest prosta: chciałam napisać kilka rozdziałów naprzód. I jestem z siebie dumna, bo udało mi się :D
Zanudzać nie będę... Bohaterowie pojawią się zaraz. ;)

SALAM ALEJKUM!

A, jeśli chce ktoś być informowany to niech napisze mi to pod najnowszą notką, lub zgłosi się bezpośrednio do mnie na numer GG: 25880484.

sobota, 2 czerwca 2012

liebster awards

Nominacja od: Shine

PYTANIA:
1. Komu kibicujesz podczas Mistrzostw Świata (oprócz Polski)?
2. Twój ulubiony piłkarz?
3. Twój ulubiony klub piłkarski?
4. Czego najbardziej się boisz?
5. Twój ulubiony film?
6. Jaki jest Twój autorytet?
7. Jak długo piszesz opowiadania?
8. Jaki był powód, że zaczęłaś pisać?
9. Gdybyś mogła się spotkać z jednym polskim piłkarzem, kto to by był?
10. Czy wszystkie Twoje opowiadania były o tematyce piłkarskiej?

ODPOWIEDZI:
1. Anglii i Hiszpanii.
2. Nie mam ulubionego.
3. Arsenal Londyn.
4. Samotności, robaków, owadów i dużych zbiorników wodnych (jeziora, morza, etc.)
5. Nie mam jednego ulubionego, ale zawsze chętnie wracam do "Armageddonu".
6. Nie mam autorytetu.
7. W maju 2013 minęły 3. lata.
8. Dziewczyna, którą poznałam przez Internet namówiła mnie do wspólnego napisania opowiadania. Później samo się potoczyło...
9. Marcin Wasilewski.
10. Nie.

Nominacja od: Ta Arbuzowa

PYTANIA:
1. Jak masz na imię?
2. Ile masz lat?
3. Co byś zrobiła, gdyby okazało się, że jesteś siostrą piłkarza?
4. Co robisz w wolnym czasie?
5. Co najbardziej podoba ci się w piłce nożnej, a co ci się w niej nie podoba?
6. Co byś chciała robić w przyszłości?
7. Gdzie chciałabyś zamieszkać, kiedy będziesz dorosła?
8. Jak bardzo wierzysz w Reprezentację Polski?
9. Co znaczy dla ciebie opowiadanie, które piszesz?
10. Dlaczego piszesz akurat o tematyce piłkarskiej?
11. Czy chciałabyś przeżyć jeszcze raz Euro 2012?

ODPOWIEDZI:
1. Ala.
2. W lipcu tego roku skończę 16.
3. Wow, nie wiem. Nie zastanawiałam się nigdy nad taką sytuacją :D
4. Czytam, oglądam (mecze, filmy, seriale), spotykam się z przyjaciółmi, piszę, śpię.
5. Za co kocham piłkę nożną? Za waleczność, nieprzewidywalność, piękno gry... Czego nie lubię? Sezonowców i poddania się bez walki.
6. Mój priorytet to skończenie studiów prawniczych.
7. Nie wiem, Polska lub gdzieś w Wielkiej Brytanii.
8. Jestem Polką, kibicuje naszym piłkarzom i wierzę, że przyjdzie Ich czas. Kiedyś przecież musi być lepiej...
9. Old love nie obdarzam jakimś "uczuciem"... Więcej sentymentów mam do jednopartów.
10. Nie piszę tylko o tematyce piłkarskiej, mam też bloga czysto-siatkarskiego - siatkarska opowiesc.
11. Tak! :)


NOMINUJĘ: someone.; S.; Linka; Happiness

MOJE PYTANIA:
1. Jak masz na imię?
2. Co lubisz robić?
3. Jaki sport Cię interesuje?
4. Jakiemu klubowi kibicujesz?
5. Co najbardziej cenisz w sporcie?
6. Co najbardziej cenisz w życiu?
7. Czego nie tolerujesz u ludzi?
8. Jaką zasadą kierujesz się w życiu?
9. Masz rodzeństwo?
10. Dlaczego zaczęłaś pisać opowiadania i co Ci to daje?